Szalona „Barbara” dziś już dokazywała mniej, więc wybrałam się koło 11.00 do lasu. Na początek znalazłam pieniążniczkę szyszkową, co bardzo pozytywnie – moim zdaniem -rokowało łazikowaniu. Zresztą o rzut beretem na dębach dostrzegłam powłocznicę i trzęsaka pomarańczowożółtego. A potem było już tylko lepiej…
Potem zaczęło się odkrywanie co rusz żagwi zimowych, wszędobylskich skórników, żylaków, rozszczepek i innych nadrzewnych.
I kolejne gatunki: galaretnice, wrośniaki różnobarwne, znowu pieniążniczki szyszkowe trzęsaki mózgowate, chrząstkoskórniki i nareszcie płomiennice zimowe! Na złamanej wierzbie sobie rosły.
Nie zabrakło też niedobitków wodnichy późnej, szyszkolubek kolczastych, blaszkowca drobnozarodnikowego i innych.
Niestety pogoda się popsuła – słońce schowało się za chmurami i od czasu do czasu popadywał śnieg. I dobrze, bo jak zwykle przesadziłam z długością siedzenia w lesie.
Dzisiaj znalazłam sporo gatunków, może nie wszystkie grzybki w rewelacyjnej formie, ale takich totalnie padniętych nie fociłam. W sumie: czas – ponad 3 godz. i tylko 7 km. na liczniku, za to fotek kilkaset. Marzy mi się jeszcze jeden wypad w starym roku. Zobaczymy.