Nie tak dawno miałem okazję spenetrować istne zagłębie z rydzów słynące. Okolica piękna, pogoda dopisała, wyruszyłem zatem ku przygodzie z nadzieją na pierwsze tegoroczne rydze. Nie zawiodłem się.
Zaczynałem nad wodą, z lekka skutą jeszcze lodem po ostatnich mrozach. W pobliżu barka mieszkalna leniwie opierała się wiatrom. W sumie cudownie byłoby mieszkać na wodzie a wokół lasy. Nie uważacie?
Pierwsze napotkane okazy zachęcały do udania się głębiej w las.
Dalej było istne nadrzewne szaleństwo
Spotkałem również rudą kitę, z którą porozmawiałem i podzieliłem się jabłkiem
Dalej równie cudownie nadrzewnie było
Gdzie te rydze, zapytacie? Wszędzie wokół moi mili. Jak to zatem, że ich nie ma? Są, bo już niebawem jeden z nich rydzykową skończy twierdzę
To był bardzo udany wypad. Ilość gatunków imponująca, pogoda piękna, tylko za rękę nie było kogo złapać. Ale i to się zmieni, wiem.
Wiewiórka mi powiedziała