Galeria foto – ZenitWyjazd na smardzówki zaplanowaliśmy już w zeszłym roku, w czasie wyprawy do Bükkszentkeresztu. Niestety termin spotkania organizowanego przez Węgrów kolidował z pracą (a o urlopie można pomarzyć), dlatego przełożyliśmy go na początek tygodnia. Wyjechaliśmy w poniedziałek wczesnym rankiem ponieważ po drodze chcieliśmy odwiedzić kilka miejsc z wiosennymi grzybkami, szczególnie zależało nam na sfotografowaniu pomarańczowej czarki i twardnicy bulwiastej, jednak tych grzybków nie udało nam się znaleźć, za to czarki austriackiej i innych zwiastunów wiosny było pod dostatkiem.
Miszkolc przywitał nas strugami deszczu, Marika mówiła że jest to pierwszy deszcz od bardzo, bardzo dawna. Po krótkiej wizycie u Mariki udaliśmy się do Tapolcy, deszcz ciągle padał, dlatego zaplanowany spacer odłożyliśmy na później. Mogliśmy go zrealizować dopiero po zapadnięciu zmroku, ciemności jednak nie przeszkadzały nam podziwiać i fotografować kwitnących drzew i krzewów i nadsłuchiwać żabiego koncertu. Po spacerze przy degustacji różnych nalewek, nastąpiły nocne Polaków rozmowy, które mimo zmęczenia, przeciągnęły się do późnych godzin nocnych.We wtorek byliśmy umówieni z Valiką, naszym przewodnikiem do „sasankowych” miejsc. Po sesji fotograficznej kwiatów i wymianie suwenirów pożegnaliśmy Valikę.
Udaliśmy się do „smardzówkowego” lasu i chociaż po rozmowie z Mariką wątpiliśmy w znalezienie chociażby jednej smardzówki , to do poszukiwań zachęcił nas powalający optymizm Kazia, który był święcie przekonany, że grzybki muszą być, bo po tu przecież przyjechaliśmy. I tak zarażeni jego optymizmem z nadzieją znalezienia chociażby jednej smardzówki, rozpoczęliśmy poszukiwania.
Najpierw pojawiły się wszelakiego rodzaju kisielnice, uszaki, trzęsaki, drewnowce, zajęci fotografowaniem napotkanych grzybków, usłyszeliśmy głos Józka: są, jest ich całe stado. Po sesji fotograficznej, rozpoczęliśmy czterogodzinny marsz, znajdując co chwilę kolejne obfite miejsca ze smardzówkami. Uszczęśliwieni, że ilość znalezionych grzybków przerosła znacznie nasze oczekiwania, pojechaliśmy pożegnać Marikę. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni wróciliśmy do domu z nadzieją, że kolejne wyprawy w tym sezonie będą tak samo udane jak ta.
Z pozdrowieniami dla Mariki, uczestników wyprawy i czytających. Ela