Wtorkowy dzień rozpocząłem wizytą w lesie, o którym już tyle razy słyszeliście. Przed godziną siódmą, wysmarowany różnym dziwadłami na komary i kleszcze, wkroczyłem na grzybową ścieżkę.
Tak mi się przynajmniej wydawało. Po piątkowym i sobotnim deszczu liczyłem, że jakieś podgrzybki wyskoczyły i nawet zastanawiałem się przed wyjazdem, czy nie zabrać drugiego, średniego koszyczka.
Obejście kilku pierwszych miejscówek szybko sprowadziło mnie na ziemię. Teraz zacząłem myśleć o tym, by zjeść przygotowane na dłuższą wyprawę kanapki i uciekać przed nadchodzącym skwarem pod zimny prysznic.
Nie!- pomyślałem- nie wyjdę stąd z pustymi rękoma! Uparcie przeczesywałem kolejne miejscówki, walcząc przy tym co chwilę z natrętnymi krwiopijcami- bąkami. Na komary miałem olejek lawendowy, na bąki musiała wystarczyć czapeczka i machanie rękami
Jakoś przetrwałem te trzy godziny i z kilkunastoma podgrzybkami wróciłem pod ten prysznic.
Pozdrawiam
marios232, Nowa Dęba, podkarpackie
Pieczarki – Otałęż – pod świerkami w ogrodzie. Część została co widać