Wczorajszy wypad po niedzielnym nieróbstwie przyniósł jeden wniosek: trzeba było iść do lasu wcześniej, bo zaczyna być sucho. Resztki koźlarzy – wyrośniętych i przerośniętych – nosiły wyraźne tego ślady. Kończą się też muchomory czerwieniejące a także zielonawe, coraz mniej gołąbków zielonawych a coraz więcej z ciekawym czerwonym ubarwieniem kapelusza i częściowo trzonu [ślicznych?] Pokazały się pierwsze kanie, maślanki i mnóstwo jakichś nn grzybków [mleczajów? W każdym razie mleczko wydzielają].
[Lojalnie ostrzegam robiących po raz pierwszy przekrój czarciego jaja mądziaka malinowego – wnętrze jest bardzo soczyste, niestety musiałam wycierać obiektyw po „eksperymencie”. ]
Od dłuższego czasu poluję na pewnego chronionego grzybka [jak znajdę, to powiem] i przeczesuję skarpę, na której go dwa lata temu znalazłam. Niestety daremnie. Obawiam się, że pewnie minie mnie przyjemność znalezienia go, bo wyjazd tuż tuż. Za to udało mi się znaleźć inne ciekawe znalezisko z Czerwonej listy: kolczatka strzępiastego – drugi raz w mojej grzybomaniackiej karierze. Trochę jest nadgryziony i podejrzewam o ten bezbożny czyn wszechobecne w Beskidzie Niskim ślimory [śliniki luzytańskie, fuj!] – grzybek rośnie na pniu kilkanaście centymetrów nad ziemią.
A na koniec ulubione „żółtki” różnego gatunku [łuskwiak ognisty, pospolita kurka i wykwit piankowaty] .