Udało się, właśnie uwinąłem się z grzybkami
Ale po kolei. Wczorajszym wieczorem naszedł mnie plan – wrócić w niedzielną miejscówkę i poprawić wynik – czułem niedosyt po ostatnim grzybobraniu. Jak pomyślałem tak też uczyniłem, ale jako, że korzystam z 2-tygodniowego urlopu „pod gruszą”, i każdy dzień jest jak co dzień, moi kompani z niedzieli nie mogli mi dziś towarzyszyć. Oczywiście nie udało by się również gdyby nie zgoda wzięcia na barki 100% czasu opieki nad półroczną, mega absorbującą, ząbkującą córą, ze
strony mojej małżonki Suma sumarum wstałem o 3.20 – sen mi nie sprzyjał, wyjazd o tuż przed 4 i 4.50 byłem na miejscu.
Podczas drogi towarzyszyła mi mżawka, jak dotarłem było dość ciemno, latarka poszła w ruch i pierwsze borowiki do koszyka. Chwilę później zbocze pełne ceglasi (na zdjęciu jedna z „rodzinek”) i prosto przez polanę do lasu właściwego. W międzyczasie natrafiłem (pierwszy raz w życiu) na sromotnika bezwstydnego. Trochę się rozjaśniło, choć generalnie było mocno zaniesione, nie zważając na to, ruszyłem na stok, a raczej na „górę przeznaczenia” – tak ją dziś ochrzciłem.
Spotkałem innego zbieracza – podjechał quadem, ale szedł równolegle do mnie w odl. ok 50m, więc każdy z nas nazbierał, nie wchodząc sobie w drogę. Im wyżej tym lepiej, ledwo schyliłem się za grzybem a widziałem wyżej kolejne, borowiki wyrastały jak z pod ziemi. W pewnym momencie zostawiłem koszyk pod drzewem i zacząłem znosić grzyby w to miejsce, żeby potem oczyścić masowo. I tak z godzinę, koszyk zapełniłem błyskawicznie, z ciekawostek trafiłem na 2 borowiki, ukryte pod kamieniem (zdjęcie) rosnące pod „ciężarem milczenia” (z kawałkiem zespołu Frontside mi się skojarzyło) Dotarłem też do giganta, niewiele mniejszego od koszyka, więc średnicę ponad 40cm musiał mieć. W drodze powrotnej spotkałem 3 chłopców zbierających grzyby na handel, pozostaje mieć nadzieję, że się im udało, i może dzięki temu zarobią np na nowe podręczniki do szkoły.
W lesie zostawiłem przynajmniej połowę grzybów z powodu robactwa, podczas obróbki odpadło ok 30% prawdziwków i 5%
ceglaków, większość zamrożona, reszta na sos i zupę. Ledwo patrzę na oczy więc kończę tą przydługą opowieść i 20 godzinny dzień, nigdy wcześniej nie zebrałem takiej ilości grzybów w lipcu, nie spotkałem niebieskiego ślimaka bez skorupy (zdjęcie nie wyszło)
Powtórzę za Zenitem „Kto żyw – niech pędzi na grzyby w Beskid Wyspowy” !
Forra6