W sobotnie wczesne popołudnie popędziłam do lasu. Pogoda była kiepska: silny wiatr, zimno i od czasu do czasu przebijające się przez chmury anemiczne słońce. Prawdziwie grzybniętym, jak sami wiecie, to nie przeszkadza. Las nosił wszelkie znamiona wysypu… grzybiarzy. Hmmm, spuśćmy na tę kwestię zasłonę milczenia. Las powitał mnie przepięknymi muchomorami czerwonymi, do których, jak zauważyłam na Forum, nie tylko ja mam sentyment. Ale dość gadania!
Obok podgrzybków brunatnych, wychylających kapelusze z mchu, zdarzało się dostrzec szyszkolubki kolczaste, śliczne i fotogeniczne grzybki. Trafiały się także od czasu do czasu śluzowce i grzybowe „galaretki”.
Ale powróćmy do kategorii „coś na ząb”. Do podgrzybków w koszyku zameldowały się koźlarze i maślaki zwyczajne oraz maślaczki pieprzowe.
I jeszcze coś dla koneserów – z Czerwonej listy – twardziak muszlowy.
I coś dla oka.
I coś z kategorii „znaki” – zimy wodnicha późna [jadałam z nią w ub. grudniu jajecznicę] i biedronka na lakówce okazałej dająca nadzieję, że może jeszcze nie…
Podsumowanie: niecałe 3 godziny, niecałe 9 km, niecałe 1/2 koszyka. Całe szczęście, że poszłam wczoraj, bo dziś pogoda paskudna. I cóż, pewnie do weekendu