Od kilku dni dość intensywnie przeczesuję okoliczny teren w poszukiwaniu smardzowatych, non stop nowe miejsca – po prostu jadę samochodem za miasto w jakieś boczne uliczki i co zobaczę jakiś fajny teren, to postój i zwiedzanie. Lasy iglaste czym prędzej omijam, wybieram tylko liściaste, mniejsze, większe, parki, przydrożne krzaki, okolice stawów lub rzek, mniej lub bardziej zacienione miejsca, nie omijam nawet jakichś gruzowisk, czy porozrzucanych między drzewami w krzakach śmieci. Wiele miejsc wizualnie pasuje na smardzowate wręcz idealnie, ale niestety pucha – teraz ciężka rozkmina, czy w tych miejscach nigdy nie ma smardzów, czy jednak niektórym miejscom dać ponowną szansę za jakieś 2-3 tygodnie, bo może trochę za wcześnie je zacząłem weryfikować.
Dziś od rana krzątałem się ze świątecznymi obowiązkami, ale w południe uznałem, że czas na spacer też musi być. Szybki rzut okiem na mapę, szukanie zielonych obszarów i padł wybór małe skupiska zieleni pod Łodzią. Momentami las wyglądał smardzowo, jednak nie znalazłem niczego co by wgniotło mnie w ziemię. Sporadycznie trafiane grzybki, które już od kilku dni widuję praktycznie wszędzie: czernidłaki, szyszkówki, kruchaweczki, kielonki – dobrze, że przynajmniej większość z nich dość fotogeniczna.
Było też trochę nadrzewnych.
Oczywiście wszędzie dywany kwiatów… teraz dopiero się zorientowałem, że dość małe urozmaicenie kolorystyczne
Z ostatniego lasu/parku zrezygnowany miałem już powoli kierować się do samochodu i gdy wychodząc z pomiędzy drzew na ścieżkę prawie co nadepnąłem na dostojnego smardza stożkowatego, aż krzyknąłem „O k%#$a, jest!” Rozejrzałem się od razu dookoła, ale nic nie wpadało mi w oko, więc skoro to tylko jeden smardz, zacząłem cykać foty z każdej strony i pozycji haha ale gdy wzrok przyzwyczaił się do jego widoku, rozejrzałem się jeszcze raz i zacząłem dostrzegać kolejne, łącznie 10 smardzyków!
Zatem wreszcie nowe stanowisko, aczkolwiek kiepsko ulokowane, bo przy samej ścieżce, po której co chwilę ktoś przejeżdżał rowerem, przebiegał, czy przechodził z psem. Za każdym razem, jak ktoś pojawiał się na horyzoncie, przestawałem robić foty, wstawałem i udawałem, że coś tam patrzę w telefonie Ogólnie cały teren leśny stosunkowo spory i wiele jego rejonów wglądało mi na smardzowate, dlatego będę tam wpadał jeszcze, bo jest szansa na kolejne stanowiska.
Jutro niestety do lasu nie wyskoczę – od rana w odwiedziny do rodziny – ale blisko będą ogródki działkowe, na których 2 lata temu znalazłem moje pierwsze smardze, zatem jeśli pogoda dopisze, mały spacer zaliczę
Wesołych Świąt