W dniu 20 kwietnia 2015 r. postanowiłam uderzyć ponownie na swoje hałdy pokopalniane w poszukiwaniu smardzów
Ale to co tam zastałam przyprawiło mnie o zawrót głowy.
Jedno wielkie pobojowisko a po moich miejscach smardzowych już ani śladu. Podjechaliśmy tam samochodem a dalszą część drogi przebrnęliśmy pieszo po kniejach i chaszczach bo droga była kompletnie nieprzejezdna. Pełno wywrotek i koparek, tumany kurzu i hałas od prac budowlanych. Podobno jakąś drogę tam robią. Tak to wszystko wyglądało.
A smardze rosły w tych laskach po prawej stronie drogi.
Ale skoro się tak poświęciłam to postanowiłam jednak dotrzeć do swoich miejsc, gdzie 2-3 lata temu rosło mnóstwo smardzów.
Co się po drodze nasłuchałam to szkoda gadać, teren był straszny do sforsowania a moje 2 miejscówki wyglądały następująco. Na 2 pierwszych miniaturkach pierwsza miejscówka a na 2 ostatnich rów melioracyjny, gdzie smardze się przeniosły, po opuszczeniu pierwszej miejscówki.
Załatwili więc mnie na amen. Już nie mam swoich dzikich miejscówek i nie mam tam czego szukać.
Z powrotem wracaliśmy inna drogą polami, żeby dostać się do samochodu ale przynajmniej nie musieliśmy się przebijać przez chaszcze.
Oko można było pocieszyć widokiem turkusowego jeziorka bo ten kolor tafli rzuca się w oczy z daleka. Chociaż jest rezultatem wyrzucana tam odpadów i popiołów z pobliskiej elektrowni i nie ma w nim życia biologicznego.
Niżej prezentuję kilka zdjęć smardzów z tych miejscówek, z okresu kiedy tam jeszcze rosły.
Ponieważ na hałdach nie znalazłam już ani jednego grzyba pojechałam do swoich piestrzenic, te przynajmniej były na swoim miejscu. Niżej filmik z wizyty u piestrzenic i ich zdjęcia