SSLT [Sobotni Syndrom Leśnej Tęsknoty] objawia się u mnie zwiększoną nerwowością w przypadku: imprez obowiązkowych, natłoku prac, których nie można odłożyć lub pogody na tyle fatalnej, że z domu wyjść się nie da. Na szczęście ostatnio często jest tak, że dzień fatalnie się zapowiada a potem pogoda jest całkiem przyzwoita. Tak było dziś: rano szaro i pochmurno, ale potem wyszło słońce i świeciło przez większość mojego trzygodzinnego łazikowania po lesie. Na początku obawiałam się, że niewiele wpadnie mi w obiektyw ze względu na dość dużą ilość śniegu, ale w obu moich „dyżurnych” lasach grzybów – oczywista nadrzewnych – dostatek. Dziś las pierwszy.
W skupisku dębów jak zwykle nie zawiodły kisielnice, trzęsaki pomarańczowożółte i powłocznica dębowa, przysypane śniegiem i poprzetykane pustułką i tarczownicą bruzdkowaną.
Często jest w lesie tak, że jakiś widok tak przypada nam do że nie możemy przestać robić fotek. Tym razem pierwszym takim okazem było to drzewo.
Pewnie to tylko żylak, ale widok w tym lesie z białą posypką naprawdę robił wrażenie. I tak oto powoli i niespiesznie [bo trochę ślisko ] zbliżamy się do wyjścia z pierwszego lasu.
A to jeszcze bonusik dla ożywienia kolorystyki: