Wczoraj po południu poszłam na chwilę do lasu. No cóż, czasy świetności to już za nami. W znakomitej kondycji z jadalnych to tylko wodnichy późne – w ilości naprawdę imponującej. Na śniadanie były z jajeczniczką.
Jak widać w koszyku, zaczyna się bida z nędzą. Podgrzybki w kiepskiej kondycji, a opieniek znalazłam niewiele nadających się do zbioru. W lesie nie byłam długo, bo panuje już przejmujący chłód a nie bardzo uwzględniłam to w stroju, zresztą szybko robi się szaro. Dziś świeci ale jakoś nie mam parcia na wypad.