W poniedziałek wybrałem się do lasu rozejrzeć się za gąskami. Pierwszy z lasów sosnowych który tego dnia odwiedziłem nieco mnie rozczarował. Tym bardziej, że wchodząc do lasu na samym jego brzegu moim oczom ukazały się dwa niezłej jak na tak późną listopadową pore jakości podgrzybki brunatne, które na dodatek okazały się zdrowe. To rozbudziło moje nadzieje. Niestety pierwsze śliwki robaczywki, bo wnętrze tego lasu nie było dla mnie zbyt szczodre. Trafiło mi się tam kilka siwek, dwie zielonki i kilka podgrzybków.
Zdegustowany takim obrotem sprawy postanowiłem zmienić las. To była dobra decyzja. Moje zbiory zasiliło bowiem ponad 20 gąsek niekształtnych, sześć zielonek i kilka ładnych zdrowych podgrzybków. Ku mojemu zdziwieniu na mojej drodze pojawiły się również dwie kurki.
Moje lasy całkowicie już opustoszały, o czym świadczyć może fakt że nie napotkałem ani jednego grzybiarza. Uwielbiam te późnojesienne grzybobrania gdzie człowiek zostaje sam na sam z naturą i bez przeszkód może rozkoszować się jej pięknem. Wówczas każdy szelest, każdy najmniejszy podmuch wiatru, każdy nawet najcichszy śpiew ptaka, każde uderzenie nawet najmniejszej kropli jesiennego deszczu jest odbierane intensywnie przez nasze zmysły. Pełna integracja i harmonia między człowiekiem a przyrodą. Dlatego też późnojesienne grzybobrania mimo mniejszej ilości grzybów niż w trakcie sezonu, mają swój wielki niepowtarzalny urok.
Co jakiś czas z wysokości lasu dostrzegałem tylko biegających po leśnych drogach ludzi, którzy znikali mi z oczu szybciej niż się pojawiali. Wraz z postępującą jesienią mode na grzybobrania w moich lasach najwyraźniej zastąpiła moda na leśny jogging. Ale ja tam wole po lesie chodzić niż biegać. To też forma aktywności a można zawsze przy tym jakieś grzybki dostrzec. U mnie więc moda wciąż jedna i niezmienna, moda na leśne wędrówki i grzybobrania.
Ogólnie był to mój największy jak dotąd zbiór gąsek w tym jakże suchym w moich okolicach roku. 28 siwek, 8 zielonek, troche podgrzybków brunatnych i dwie kurki to moje poniedziałkowe zbiory. Siwek trafiło mi się nawet więcej, ale reszta była już robaczywa, zdrowych ostało się więc blisko trzydzieści. Gąski wystarczyły na pyszną zupe i jako dodatek do ziemniaków, reszta grzybków posłużyła mi za kolacje.
Jak zapewne zauważyliście część zdjęć w lesie robiona była z lampą błyskową. To efekt tego, że obecnie na niebie dominują u mnie zupełnie bezużyteczne chmury. Widoczność w lesie jest z tego powodu bardzo kiepska, przez większość godzin porannych jest po prostu szaro. Nawet kiedy słońce już wzejdzie, gruba bezużyteczna warstwa chmur z których prawie w ogóle nie pada powoduje że zdjęcia wychodzą bardzo przyciemnione. Dlatego chcąc nie chcąc czasem zmuszony jestem posiłkować się lampą błyskową. Ba, te jakże leniwe i bezużyteczne chmury spowodowały że nawet w domu zdjęcia swoich zbiorów zmuszony byłem robić z lampą, bo w mieszkaniu również było szaro.
No cóż… byle do wiosny! Mam nadzieje, że przyszły rok będzie na mojej pustyni dużo bardziej mokry i grzybowy, czyli po prostu lepszy. Bo gorzej niż w tym roku już być nie może…