Nie mogłem się doczekać, ale sobota wreszcie nadeszła i można było ruszyć do lasu na grzybki Pierwszy raz w tym roku udało mi się wyciągnąć mojego kumpla, też lubiącego grzybowe wędrówki, ale w tym roku brak mu czasu. W sobotę też nie miał go za wiele, dlatego w lesie mógł zostać jedynie do 9. Ja planowałem posiedzieć dłużej, stąd musieliśmy pojechać na 2 auta. Zabrałem go w moje tegoroczne miejsce na borowiki. Na miejscu byliśmy już o 5 i zaczęliśmy zmierzać w miejsce docelowe i już po drodze zauważyłem, że nastąpiła negatywna zmiana w porównaniu do zeszłego weekendu. Tydzień temu zanim dotarłem do pewnego miejsca, już miałem w koszyku kilka szlachetnych i kozaka, znajdywane przy drodze. Tym razem pusto. Tydzień temu również dziwiłem się, że wszędzie susza, a w tym lesie nie tak bardzo. Tym razem niestety już było odczuć, że wilgoci zaczyna brakować.
Po wejściu już w określony fragment lasu od razu z drogi wypatrzyliśmy 3 prawdziwki, co nas rozochociło. Niestety wcale nie było tak kolorowo. Czasami szło się nawet pół godziny bez żadnego grzybka. Znajdywane były przede wszystkim borowiki szlachetne – większe i średnie bardzo często robaczywe. Całe szczęście młodych było chyba w większości, więc jeśli popada, jest szansa na przedłużenie jeszcze tego wiosennego rzutu.
Zbliżała się godz. 9, więc gdy dotarliśmy do samochodów, mój zbiór wyglądał tak:
Z racji, że najbardziej kręci mnie szukanie, focenie i zbieranie grzybów, a żeby kumpla zachęcić do częstszych wspólnych wypadów na grzyby, oddałem mu te grzybki i w sumie łącznie ze swoimi miał pełne wiaderko borowików
Pożegnaliśmy się i wróciłem z powrotem w borowikowe miejsce, by jeszcze bardziej intensywnie obejść każdy zakątek i zakamarek
Chodziłem kolejne 4 godziny i jak na taki czas, to zbiór baaaaardzo lichy. Trafiały się bardzo sporadycznie kolejne szlachetne:
Trafiło mi się trochę więcej ceglaków tym razem:
I oto punkt programu
Ogólnie borowiki ceglastopore nie są aż tak popularnymi grzybami na łódzkiej ziemi, a te które spotykam są z reguły albo małe, albo pogryzione, dlatego wyobraźcie sobie moją minę, moje słownictwo, mój błysk w oku, moje zachowanie i niedowierzanie, gdy nagle moim oczom ukazał się taki widok:
No długo zbierałem szczękę z gruntu i zanim je wyrwałem, chyba kręciłem się wokół nich dobre 10-15 minut, a później ruszyłem w dalszą drogę i długo trwało, zanim wyszedłem z szoku To znalezisko było warte kilkugodzinnego przeciskania się po lesie
Dalej już niestety nie zostałem niczym zaskoczony. Przez cały dzień spotykałem oprócz borowików trochę zajączków, żółtych maślaków, muchomorów, gołąbków, pięknorogi, goryczaka:
Aha, bym zapomniał Spotkałem na koniec prawdziwka, który miał być moim „grzybowym boom” – autentycznie, ostatni grzyb, jakiego spotkałem tego dnia
Niestety byłem zmuszony do usypania na nim kupki liści i zostawienia. Wizualnie dobrze się prezentował, w dotyku również był twardy. Jednak zajrzałem w jego dwie dziury wygryzione przez ślimaka na kapeluszu i było widać robakowe otworki, więc nie było co się łudzić
A to zbiór po drugim etapie w lesie:
Gdyby nie te ceglaki, to byłoby mega biednie, a tak tylko biednie
Pierwszy raz dałem się skusić do wrzucenia do koszyka młodych, zgrabnych muchomorów rdzawobrązowych. Są klasyfikowane jako jadalne, ale czasem słyszy się różne opinie. Co o nich sądzicie? Jadacie je?
Reasumując, zbiory już słabsze niż tydzień temu. Zdarzają się długie okresy bezgrzybnego łażenia. Ściółka coraz bardziej przesuszona. Młode grzybki się jeszcze pojawiają, ale już w mniejszym natężeniu, co nie wróży dobrze na przyszłość. A nasi meteorolodzy z deszczem bawią się w kotka i myszkę. Chyba od miesiąca jest już taka sytuacja, że w pogodzie tygodniowej zapowiadają deszcze, często nawet ulewy i burze, ale w miarę upływu dni te niby ulewy są ciągle przesuwane o kolejne dni – niewiarygodne
Najgorsze jest to, że nie ma ani pogody służącej grzybobraniu, ani pogody na plażowanie i opalanie się. To jest takie zawieszenie po środku. Trochę słońca, trochę chmur. Skoro już są te chmury, często mocno deszczowe, to mogłoby wreszcie porządnie z nich lunąć, bo czasami pokropi, ale takim deszczykiem, że krople ledwo co do ściółki docierają. Trzeba się jednak liczyć, że już praktycznie lipiec jest i do końca sierpnia pewnie będzie już ubogo z grzybami. Za tydzień jednak na pewno jeszcze do lasu się wybiorę, no bo jakby to miało być inaczej
Krakus