Sobotni syndrom leśny działa niezawodnie. Tak było także dziś. Rano niestety rządziły szarości, ale koło 10.00 jakiś promyczek nieśmiało wysmyknął zza chmur. Tego mi było trzeba!
Łazikowałam dziś po takich chaszczach, że chyba damom nie przystoi. I odkryłam, skąd słychać było te strzelanki, o których kilkakrotnie pisałam. Kawałek do ambony jakiś powiesił na krzaku dowody swojej głupoty. Chyba panowie myśliwi powinni te gadżety po sobie sprzątać?
Niestety nastrój po tych widokach prysnął. Zresztą pora było wracać.