Wreszcie znalazłem chwilę czasu i udało mi się rozwiązać jakiś problem z galerią, zatem mały powrót do ostatniej świątecznej niedzieli. Rano jajkowe śniadanie z rodzinką u babci, a do obiadu bym w spokoju nie wytrzymał, więc wziąłem Narzeczoną i pomimo fatalnej pogody, wiatru i gradu ruszyliśmy na pobliskie ogródki działkowe, jak co roku. Spacer mało przyjemny, pod parasolem, ustrzeliłem jedynie 6 smardzyków.
Po obiedzie porozwoziłem rodzinkę, było po godzinie 16, rozpogodziło się, a mi po głowie wciąż chodziły smardze, więc raz dwa do domu, skok w leśne ciuchy i po 17 byłem w lasku, w którym dzień wcześniej znalazłem moje pierwsze stożkowate tego sezonu. Obrałem inną drogę i zwiedziłem tę część, której nie dałem rady poprzednim razem. Niestety nie dorwałem absolutnie niczego. Uznałem, że nie ma sensu i czas wracać do domu, ale w drodze do samochodu zajrzałem w odwiedziny do wczorajszych smardzyków, by cyknąć ponownie fotki w innym oświetleniu.
No i zacząłem kierować się do auta, ale obrałem jak drogę po największym łuku i w krzaczorach trafiłem na to !!!
Ogólnie, tak by zobrazować ich ilość, zdjęć zrobiłem w tym miejscu 120, na jedną smardzówkę poświęciłem tylko jedno zdjęcie/ujęcie, a na wielu zdjęciach są 2, 3 smardzówki, jak i również wiele pominąłem, bo po prostu nie dało rady, ze względu na późną godzinę i ich ogromna ilość. Szacuję, że na tym stanowisku było około 150 – 200 smardzówek, a może i więcej. Zdjęcia robiłem prawie godzinę i po tej godzinie ledwo wyprostowałem się w krzyżu. I przyznam się, że już mam dość widoku smardzówek Chciałbym je zamienić na klasyczne smardze, ale do tych najwidoczniej mam o wiele mniej szczęścia. Na majówkę szykuje mi się aż 9 dni wolnych i wówczas mam nadzieję, że jakieś nowe stanowiska smardzy poodkrywam, ale martwi mnie pogoda – śnieg, teraz nocne przymrozki przed nami i może się zahamować pojaw grzybków, akurat na majówkę
Otrzymałem namiary na las, w którym można spotkać piestrzenicę i dziś pomimo śniegu po pracy pognałem we wskazane miejsce. Zupełnie nieprzygotowany w wiosennych butach, wróciłem do domu cały przemoczony. I ledwo, naprawdę ledwo co, ale 3 piestrzenice udało mi się fartem dojrzeć w liściach i śniegu, zatem kolejny debiut w tym roku Niestety zdjęcia takie sobie, bo ciemno, mokro i foty na szybko robione, by nie zamoczyć aparatu za bardzo.
Moje pierwsze w życiu smardze zjadłem 14 kwietnia 2017 r. Trochę z obawą; ale były pycha. Obgotowałem 15 minut a potem podsmażyłem z cebulką i odrobiną niedźwiedziego czosnku, z solą i pieprzem. Nic nie straciły na swojej twardości.