Galeria foto – Zenit
Galeria fot- Meryt
Gdy w prawie całej Polsce wszyscy narzekają na brak grzybów jedyną szansą na udane grzybobranie jest wyprawa w góry, gdzie wilgoć zawsze dłużej się utrzymuje. W piątek z uwagi na to, że miałem wolne postanowiłem pojechać na grzyby. Tym razem Józek i Ela na miejsce wyprawy wybrali las położony pod Babią Górą ale na słowackiej stronie. Grzybobranie od samego początku zapowiadało się bardzo udane, zaraz po wejściu do lasu zaczęliśmy znajdować prawie same borowiki szlachetne. Nie było starych i dużych borowików, znajdowaliśmy tylko takie małe idealne do marynat. Z biegiem czasu miałem okazję fotografować różne inne grzybowe wynalazki, które jak zwykle posłużą mi jako forumowe zagadki. Józek z Elą w czasie przerw od grzybobrania oddawali się zbieraniu jagód.
Przyznam, że nie mam cierpliwości do zbierania jagód w tak pracochłonny i żmudny sposób. Kiedyś dawno, dawno temu miałem taki „sprzęt” do zbierania jagód, ale od dawna nie wiem gdzie się on „podział” dlatego zbieranie odpuściłem sobie raczej na długo… Temperatura w lesie była w granicach 22 stopnie, przez co można było stosunkowo długo, bez zmęczenia chodzić po lesie. Przy okazji miałem możliwość testowania mojej nowej nawigacji, która jak się okazuje działa teraz znaczne dłużej i nie ma zagrożenia, że po kilku godzinach wyłączy się i zostanę tylko zdany na moją intuicję która jak wiadomo często jest zawodna… Po wypełnieniu naszych koszy borowikami, podgrzybkami, kurkami, poćkami i dużą ilością młodziutkich rydzów, powróciliśmy do samochodu i spokojnie udaliśmy się w drogę powrotną. Gdyby spadł deszcze pojaw grzybków, który obserwowaliśmy, potrwałby jeszcze długo… niestety afrykańskie ciepło jakie zalewa obecnie nasze grzybowe tereny, jest zabójcze dla naszych grzybków, które bez wody umierają stojąc J. Kolejną naszą wyprawę zaplanowaliśmy w inne rejony – może pogoda nie pokrzyżuje naszych planów…
Rydzyki zebrane pod Babią Górą były wyjątkową atrakcją gilowego posiedzenia z okazji urodzin wnuka. Polecam rydze z grilla, są naprawdę przepyszne… jedyny problem w tym, że same nie wpadają do koszyka – trochę trzeba było się ich naszukać 🙂