Ostatnie dni września to ostatnie dni mojego urlopu.
Wykorzystałem je, a jakże na leśne wędrówki, dwukrotnie w towarzystwie kolegów z pracy.
W piątek 27.09.2013 pierwsza rundka wokół Pustyni Kozłowskiej. Chciałem sprawdzić, jak wygląda sytuacja w zagajniku po drugiej stronie „Wielkiej Piaskownicy”.
Jeszcze trzy lata temu były to moje ulubione miejscówki połowu Boletusów.
W tej chwili nie widziałem tam nawet zbyt wielu śladów po wycinaniu borowików. Jednak trójkę przedstawicieli najszlachetniejszego z gatunków udało się tam pozyskać.
Pod obiektyw i do koszyka wpadł również jeden sosnowy.
Tego dnia przemierzyliśmy z kolegą lekko ponad dwadzieścia kilometrów. Nogi dały o sobie znać, lecz czasu spędzonego w lesie nigdy nie uważam za stracony.
Oto kilka fotek:
Dwa dni później, w niedzielę 29.09.2013 przemierzyłem podobną trasę samotnie. Była to podróż sentymentalna w miejsca, których dawno nie widziałem…
Pustynia Kozłowska, mimo że jeżdżę w jej okolice już od dwudziestu lat nadal niezmiennie mnie zachwyca swoimi krajobrazami. Tego dnia światło słoneczne było idealne do uwieczniania na matrycy niezpomnianych widoków. Przeszedłem przez środek piaskownicy, z którego doskonale było widać moją ulubioną wydmę. Nad głową latały trzy pary kruków. Chyba mnie rozpoznały…
Borowiki również miło mnie zaskoczyły. Trafiłem w lasek, który przywitał mnie Borowikiem sosnowym a w głębii obdarował ponad
trzydziestoma szlachcicami.
Ostatni dzień urlopu to poniedziałkowy spacer z kolegą z pracy. Spokój, cisza i zbieranie na luzie… Najciekawsze w tym wszystkim był fakt, że w miejscach, które odwiedziłem w niedzielę i nic wówczas nie rosło; pomimo bardzo chłodnych nocy pojawiły się średniej wielkości i małe borowiki.
Bardzo przyjemne grzybobranie; bez pośpiechu…
Tradycyjnie zapraszam do galerii:
Gwiton