Okolice Rzeszowa – wypad z Yolką

Okolice Rzeszowa – wypad z Yolką
Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Piątek: krótki wypad z Yolką do mojego lasu. Miało być bladym świtem, tak, żeby podziwiać wschód słońca w lesie, ale wyszło z poślizgiem. Za to była okazja podglądać bociany przy porannej toalecie i poranne promienie słońca, delikatnie przedzierającego się przez liście i jeszcze nie dającego w kość.

 

Yolka to moja Guru grzybowa, która parę lat temu uczyła mnie sztuki grzybiarstwa od podstaw i której grzyby „same pchają się do koszyka” ;) :D
Efekt był taki, że po pół godziny, gdy ja miałam zaledwie przykryte dno, Yolka miała już pełen kosz prawusków i dobrze, że miałam anużkę, którą mogłam jej pożyczyć, żeby się nie zanudziła :D
Skończyłyśmy po 2 godzinach, ja wprawdzie nadal z przykrytym dnem, ale za to kilkoma ładnymi sztukami :) Było bardzo przyjemnie. Zdążyłyśmy przed południowym upałem i popołudniową nawałnicą, która zalała kilka ulic i powaliła kilka drzew w Rzeszowie.
Lecz nadal otwarty pozostał dylemat: czy jest już wreszcie ten wysyp, czy też już go nie ma…

   
   
   

sobota
Za podszeptem Yolki wybrałam się na rekonesans do innego lasu, o charakterze bardziej górzystym o zadrzewieniu dość urozmaiconym- partie liściaste z przewagą buka na przemian z iglastymi. Pierwsze wrażenie: sznur samochodów i tłumek grzybiarzy, skaczących po dość stromych zboczach niczym górskie kozice ;) A więc grzybki pewnie są …, a przynajmniej były :lol:
Udało mi się znaleźć parę prawusków, dość nietypowych jak dla mnie, bo bardzo jasnych, początkowo brałam je z daleka za żółtopore.

   
   

Sporo też było koźlarzy, maślaków, głównie żółtych, trochę podgrzybków, a borowiki ceglastopore i mleczaje smaczne w wielkich ilościach.

   
   
   
  
Wielki wybór gołąbków, z których najbardziej mnie zaintrygował po raz pierwszy spotkany gołąbek na pierwszych 3 fotkach- obstawiałam gołąbka czarniawego, ale prawdopodobnie jest to gołąbek gorzkomigdałowy.

   
   
 

Bardzo rzadko zdarzało mi się widzieć szyszkowca łuskowatego, a tutaj rośnie go bardzo dużo i w różnych stadiach:

   
 

Zdarzył się też kolczak obłączasty, bardzo jaśniutki, prawie biały, poza tym wszędobylskie ostatnio muchomory czerwieniejące i parę innych.

   
  

Zamias bonusika ;)
Rekonesans to rekonesans… Tak od grzybka do grzybka i na koniec zdarzyło mi się stracić orientację. Wyszłam na jakąś betonowaną drogę i zdesperowana postanowiłam się jej trzymać. Przeszłam tak z 5 km aż doszłam do… szlabanu odgradzającego tę, jak się okazało wewnętrzną drogę leśną od jakiejś większej. Ani żadnego znaku, ani drogowskazu… Tylko jakaś kapliczka. Nie miałam pojęcia, w którą stronę iść. U kresu sił i na progu histerii siadłam pod tą kapliczką i postanowiłam czekać na jakieś przejeżdżające auto, a w głowie kołatała mi piosenka „U rozstaju dróg, gdzie samotny Chrystus stał (w zasadzie był to Św. Hubert) zapytałam dokąd iść…” Wreszcie pojawiło się na drodze jakieś auto i dobrzy ludzie podwieźli mnie do cywilizacji, za co im bardzo dziękuję :) :drink: Kierowca stwierdził tylko, że miałam dużo szczęścia, bo tą drogą rzadko ktoś jeździ, a w dni weekendowe jeszcze rzadziej, więc gdyby nie św. Hubert, to mogłabym tam posiedzieć do wieczora i przez całą noc :| Okazało się, że … pomyliłam strony świata: gdybym tą samą ścieżką poszła na północ, zamiast na południe, to w 20 min. byłabym na miejscu :lol:

Tak więc bonusika brak. A zamiast bonusika jset refleksja:
GPS to jednak dobra rzecz… :)

Wyświetleń: 939


Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Dodaj komentarz