Cieszę się, że jest tu tyle grzybniętych i „chorych”, bo tak na mnie Narzeczona mówi, gdy mając budzik nastawiony na 5, budzę się już o 3 i sprawdzam co chwilę w półśnie, czy wreszcie wybiła godzina wstania
Ale też czasami się zastanawiam po co to wszystko, gdy po kilku godzinach łażenia, zmęczony, z bolącymi i piekącymi kolanami, zlany potem (nawet w upał 30 stopni w las idę w ciężkich buciorach i bluzie z kapturem), ledwo zipiąc, z kilkoma grzybkami w koszyku, albo z niczym czasami nawet. Nawet wówczas jakoś żal mi wychodzić z lasu. Wracam taki do domu i słyszę tekst, że wyglądam, jakby uszło ze mnie życie. Ale wystarczy zaledwie chwila odpoczynku, a już mogę planować kolejny taki spacer i już na następny dzień pójdę w ten las z takim samym zapałem i wiarą. I o co tu chodzi? Czym jest ta grzybowa pasja dla człowieka? Niby to tylko grzybki, mogłoby się wydawać, że wciąż to samo, a mimo wszystko japa się cieszy na widok każdego nowo napotkanego. I faktycznie jest tak, że jak jest grzybów za dużo, to jest to beznamiętne koszenie i człowiek na te niezbierane i niejadalne czasami nawet wówczas uwagi nie zwraca, a przecież każdy z nich zasługuje na błysk flesza
Poniżej zapowiedziane fotki z wczorajszej wyprawy. Przede wszystkim dopisały koźlarze. Cieszy, że wciąż rosną i wciąż pokazują się młode.
Niestety jakieś 50% zaczerwione Trafił się również długo przeze mnie wyczekiwany czerwony – mały, bo mały ale cieszy. Pomimo, że rósł w rowie tuż przy głównej drodze, to liczę, że kiedyś spotkam w tym miejscu jakiś dorodniejszy egzemplarz, bo koło tego malucha był jeszcze jeden czerwony na tyle stary, że łepek zleciał już z trzonu.
Trafiły się również 4 szlachetne borowiki, ale tylko 2 nadawały się do zebrania. Jeden stary olbrzym rósł również przy drodze. Trochę dziwne, że nikt go nie zgarnął, gdy ten się nadawał jeszcze.
Kilka podgrzybków, niestety same staruchy i 100% zaczerwionych. Co ciekawe na tyle spotykanych w tym lesie grzybiarzy widziałem rozkładające się okazy, które widziałem 2 tygodnie temu i nikt nie zajrzał w te miejsca przez ten czas. Niestety zero młodzieży. Dodatkowo nie widziałem ani jednego zajączka, które wcześniej dość gromadnie występowały.
Pół kosza wypełniłem lejkowcem dętym. Po raz pierwszy w życiu go zbierałem, więc mam nadzieję, że to faktycznie on
Po raz pierwszy również odważyłem się zebrać kilka sztuk czerwieniejącego, ale w domu dostałem całkowity zakaz jego jedzenia
Spotkałem też 2 całkiem ciekawe gatunki, ale niestety nie mam pojęcia, co to za jedne.
No i cała reszta.
I na koniec koszyk, pierwszy w tym roku… oby nie ostatni