Wyskoczyłem dzisiaj na zwiad do lasu. Tydzień temu nic nie było, ale miałem nadzieję, że po tygodniu wilgoci i przelotnych opadów coś może się ruszy.
W lesie było bardzo mokro, pogoda odstraszyła co bardziej wychuchanych amatorów grzybków, więc przez całą podróż nie spotkałem w lesie żywej duszy.
3 godziny, 7,5 kilometra przedzierania się przez największe chaszcze, przemoczony do suchej nitki , niestety nie znalazłem ani jednego grzybka do zebrania. No, kilka muchomorów mglejarek na samym początku, ale zbieram je tylko gdy występują razem z rdzawobrązowymi, więc tym razem zostawiłem je w spokoju. Las niestety cały czas nawet nie pachnie grzybami. Ale wypad i tak był fajny
Kilka ciekawostek:
Znalazłem zwalony pień dosłownie rozsadzany przez jakieś nadrzewniaki:
W jednym miejscu odpadła kora z tego pnia i można było podejrzeć misterną sieć grzybni ukrytą pod spodem:
Kawałek dalej znalazłem tycie pomarańczowe… porosty? Ok 2-3 milimetrowe dzbaneczki zakryte cienką błonką kryły w środku kilka-kilkanaście malutkich białych „pastylek”:
Do tego kilka niezidentyfikowanych grzybków:
Po drodze natknąłem się jeszcze na dolną szczękę jakiegoś niewielkiego dzika. Szkoda, że kły nie były kompletne, bo bym ją sobie przygarnął :
Zaintrygowała mnie też jeszcze jedna roślina, której nie znam:
Sprawa o tyle ciekawa, że tydzień wcześniej te roślinki miały około metr wysokości. Dziś całe poletko (kilka-kilkanaście metrów kwadratowych) było niemal równo „przystrzyżone” do około 30-40cm, tak jakby jakieś zwierzę sobie zrobiło z nich wyżerkę. Myślę, że tym zwierzęciem mógł być jeleń…
… bo zaraz obok znalazłem to:
Byłem dokładnie w tym miejscu tydzień temu i wydaje mi się, że tego poroża tam nie było (chyba bym zauważył), aczkolwiek z czego wyczytałem w sieci wrzesień to chyba dość dziwna pora na zrzucanie poroża…
No, w każdym razie grzybów nie mam, ale mam całkiem pokaźną (i zaskakująco ciężką) pamiątkę z dzisiejszego wypadu