Prawie 1000 km podróży po Polsce w ubiegły weekend zaserwował mi Jurek…
Mieliśmy pojechać do Rawicza zahaczając o Milicz. Oczywiście w piątek zanim dojechaliśmy do Milicza lasy dla nas były już zamknięte… i nie było czasu je odwiedzić pozostał nocleg w Miliczu.
Zamiast grzybów poznałem smak karpia po Milicku… Karp był przepyszny a ja wieczorem mogłem tylko wspominać lasy jakie widziałem z okna samochodu i podziwiać Milicz nocą.
W sobotę zaraz po śniadaniu wyjazd do Rawicza. Mijamy piękne stawy i przyciągające swoją urodą piękne lasy… brak czasu na ich zwiedzanie bo są sprawy do załatwienia i dalsza podróż.
Przy okazji obserwuję jak wyglądają te tereny pod względem infrastruktury. Niektóre zabudowania w opłakanym stanie nie ruszane od dziesiątków lat…
Najpiękniej wyglądał wśród tego mural na więzieniu w Rawiczu…
Jedziemy w końcu w tereny gdzie mamy przeprowadzić właściwe grzybobranie… czyli do Kotliny Kłodzkiej. Przejeżdżamy przez piękny Wrocław. Już w samej Kotlinie Kłodzkiej obserwujemy pojawiające się chmury zwiastujące duże opady. Wieczorem dowiadujemy się że w Kłodzku w czasie gdy myśmy szukali noclegu na sobotę nad Kłodzkiem przeszła straszna ulewa i zalało to miasto… U nas nie spadła w tym czasie ani jedna kropla deszczu. Poszukiwanie wolnych miejsc noclegowych trwało dość długo bo okazuje się że na koniec wakacji te tereny dosłownie oblężone są przez turystów.
Sam nocleg znaleźliśmy w Szczytnej w miejscowości gdzie mieszka Termit. Spotkanie z Termitem trwało kilka godzin bo jak kiedyś obiecałem Termitowi chciałem porównać nalewki jakie robiliśmy z pigwy. Muszę przyznać że nalewka Termita była super o czym świadczy fakt że zobaczyła dno piersiówki… 🙂 Późno wieczorem umówiliśmy się na niedzielne grzybobranie nie skoro świt ale okolicach godziny 9.00 Relację z tego grzybobrania pokażę Wam w kolejnym niusie.
cdn nastąpi >>>