W niedzielne popołudnie wybraliśmy się właściwie bardziej na leśny spacer niż na grzyby, bo na nie to specjalnie nie liczyłem. No i się przeliczyłem…
Jednak coś tam w lesie rośnie. Zwiedziliśmy kawałek lasu w okolicach Osowy. Na trasie Chełm-Włodawa sporo było sprzedawców kurek, więc widząc to w drodze zacząłem się łudzić, że przynajmniej jedną kurkę wspólnymi siłami znajdziemy.
Trzygodzinny spacerek był znakomity, w międzyczasie okraszany na przemian słoneczkiem i kropiącym deszczem. Do tego sami okraszaliśmy go sobie jagódkami. Przy tym wszystkim niesamowicie mała ilość komarów, rzecz w lipcu wręcz niespotykana… Aż chciało się chodzić po lesie
Okazało się, że garstka kureczek jeszcze dla nas w lesie została i pomimo, że wraz z nami buszowali nadal inni amatorzy kurek, to nam udało się uciułać porządną ich garść. Poza tym napotykaliśmy podgrzybki zajączki i brunatne, gołąbki różnej maści, muchomory i takie tam inne… Większość tego towarzystwa była totalnie zaczerwiona lub zaślimaczona. Za to jeden zdrowy koźlarz babka nam się trafił oraz jeden zdrowiutki smaczniutki muchomorek czerwieniejący.
Ta garść grzybasów wystarczyła na okraszenie smaczniej wieczornej „jajówy” …i tak to stały się one już tylko wspomnieniem
Fotek też niestety tylko garść, bo na wycieczkę przygotowałem wszystko, oprócz baterii w aparacie i musiałem potem dawkować energię. Na domiar złego coś pokiełbasiłem w ustawieniach i część fotek poszła do śmietnika. Ale coś tam zostało…