Grzybki w wielkim mieście (Z tym „wielkim” to może lekka przesada, ale reszta się zgadza )
U nas mokro, zimno i ponuro, od 2 dni leje nieprzerwanie… Jeszcze w ostatnią niedzielę chodziłam po lesie w samym t-shircie i narzuconej dla ochrony przed latającymi bestiami koszuli, i było mi tak gorąco, że mi się plecaczek przylepiał do pleców, a tu jak w nocy temperatura spadła do ok 2 stopni, tak w ciągu dnia wzrosła zaledwie do 4, trzeba było szybko przeprosić ciepłe kurtki i rękawiczki… Aż żal patrzeć na przemykających w strugach deszczu skulonych, zziębniętych ludzi…
A we mnie przekornie uaktywniła się wewnętrzna melancholiczka i wyciągnęła mnie na jesienny spacer w deszczu W planie był krótki spacer do najbliższego sklepu po niezbędne „co nieco na kolację”, ale tak od skwerku do skwerku, od grzybka do grzybka, zawędrowałyśmy aż do podmiejskich chaszczy
Wystarczył jeden deszczowy dzień i miejskie grzybki wyskoczyły jak… grzyby po deszczu Na każdym niemal skrawku zieleni jest aż biało od pieczarek i wytwornych czernidłaków kołpakowatych, ogromnymi kępami rosną czernidłaczki błyszczące:
Krowiak podwinięty panoszy się niemal wszędzie:
Na skwerkach pod świerkami znalazłam ciemnobiałkę krótkotrzonową, a niedaleko w trawie piękne czarcie kręgi, prawdopodobnie twardzioszków przydrożnych, i jakichś innych małych grzybków, ale warunki nie sprzyjały bliższym badaniom:
Najbardziej mnie jednak zdumiały maślaki zwyczajne i maślaki żółte, dużymi kępami porastające osiedlową skarpkę. Maślaki zwyczajne spotkałam tutaj po raz pierwszy.
I tak powoli dotarłam do mojego zagajnika topolowo- brzozowego. Trochę już zmierzchało i początkowo nie widziałam nic, poza gęsto wydeptanymi ścieżkami i tym, że drzewka zostały… ponumerowane Niezła rzecz: na każdym drzewku wielki, odblaskowo pomarańczowy numer- przynajmniej nie będzie problemu z odnalezieniem, bo każda miejscówka ma swój „adres”
, bo wkrótce zaczęły się pojawiać rosnące grupkami koźlarze babki i koźlarze czerwone i maślaczki
Z włosami w strąkach, bo niełatwo utrzymać parasol, torbę zakupową i aparat, i jeszcze zrobić fotki, mokrymi stopami ( okazało się, że drugą parę gumiaków „schodziłam” w lesie- jedne niedawno wyrzuciłam ), zmarznięta, ale zadowolona z łupu, wróciłam do domu. Do sklepu oczywiście nie poszłam, no bo jak?… Zresztą torba była i tak zajęta grzybkami, innej nie miałam, nie przewidziałam na dzisiaj grzybobrania
bonusik