Mówię i mam. Pierwsze prawdziwki 2016.
Obudził mnie SMS od Jana o 4:30 o treści: „Leje jak s……, co robimy?”. Odpisałem: „Mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz co przynosi w koszyku!”.
Na stok wydrapaliśmy się o 7:00. Jan sapał ze złości, ocierając mokre od deszczu czoło, złorzecząc na mnie i wszystkie sromotniki świata. Ja natomiast, roztaczałem w myślach kulinarne wizje z borowikiem w roli głównej. Pierwsza miejscówka i … nic! W drugiej kilka podgrzybków. Widząc narastającą frustrację towarzysza, odsuwałem się coraz bardziej, nie chcąc pozostać w zasięgu jego ręki. Trzecia miejscówka nie zawiodła, mamy to!
Znaleźliśmy się w żywiole. Jaką radość grzybniętym sprawiają powyższe widoki, wiedzą tylko oni sami
Były oczywiście też w sporych ilościach ceglasie:
lecz oczywistym bohaterem dnia stały się borowiki i Jan, który odmłodniał o 10 lat …