Wyruszając w niedzielę wcześnie rano z Krakowa do Sidziny „biłem się” z własnymi myślami… … Ponad 2 tygodnie bez deszczu,,, totalna susza!
Czy to ma jakiś sens???
Dotarłem na miejsce i… moim oczom ukazał się przerażający widok! … Spełniły się najgorsze koszmary,,, KTOŚ ZJADŁ MOJE PIĘKNE, OGROMNE BOROWIKI!!!
Ale…
Żeby nie było tak strasznie i mrocznie,,, ,,, Teraz druga część mojej opowieści…
Tradycyjnie dopisały niezawodne koźlarze…
Znalazło się też kilka szlachetnych łebków…
Swoje piękne kapelusze rozpostarły kanie…
O dziwo… dały się znaleźć borowiki górskie!
Wisienką na torcie był szyszkowiec łuskowaty,,, znaleziony przeze mnie pierwszy raz w życiu…
No i to w zasadzie koniec tej opowieści…
Ale czy na pewno?
Dzisiaj wracając z Krakowa do Katowic (A4 bramki zakorkowane) pojechałem sobie przez Olkusz,,, I właśnie w okolicach Olkusza zboczyłem
troszkę z trasy, czego efektem,,, (20 minut w lesie wysokim i 15 minut w sosenkach)…
są te oto osobniki:
I żeby było trochę kolorowo, to trzasnąłem kilka fotek (ostatnie zdjęcie to typowy krajobraz olkuskich okolic…)
THE END!
Ps.
W Sidzinie od dzisiejszej nocy cały czas leje… ( jako synoptyk obserwuję bacznie pogodę i prognozy ),,, jutro też ma lać…
Myślę, że na koniec tygodnia będzie „GITARKA”…
Czego Życzę sobie i Wam zapaleni grzybiarze!!!
Darz grzyb!