Mój wczorajszy wypad

Mój wczorajszy wypad
Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

 

Dwa prysznice i plaża. Tak można by podsumować mój wczorajszy wypad, do którego zostałam sprowokowana przez nieopatrzne pytanie: „To ty w sobotę w domu siedzisz?”. Za chwilę byłam w lesie. :lol: Mgła zdawała się rozwiewać. Postanowiłam „obadać” lasek, w którym z 1,5 roku nie byłam. A konkretnie moją opieńkową miejscówkę. Udało mi się sforsować suchą stopą rzeczkę i zadowolona pomykałam pod górkę, gdy jak nie lunie! W gęstym deszczu znalazłam miejscówkę i stwierdziłam, że znowu spóźniłam się kilka dni. Opieniek było mnóstwo, niestety ich wiek było widać bez patrzenia w dowód. A propos dowodów – dowodu nie mam, bo aparatu nie dało się wyciągnąć. Dopiero gdy trochę zelżało a mnie wpadła w oko łysiczka niebieskozielona – musiało się dać. Ale efekt mizerny. Pierwszy etap w fotkach, poza jednym okazem, który zachowam na później. :D

   
   
   

Stwierdziłam, że skoro deszcz zaczyna słabnąć, trzeba ze stoickim spokojem przeczekać. A że buczynę, do której odwiedzenia natchnął mnie Paweł, miałam o rzut beretem, postanowiłam zobaczyć, czy nie ma tam monetek. Tak szczerze, to przez dłuższą chwilę w ogóle o nich nie pamiętałam, bo okazało się, że rośnie mnóstwo młodych i zdrowych opieniek. W ogóle muszę tam wkrótce wrócić, bo na pniakach pojawiło się sporo grzybasów różnej maści a warunki do robienia fotek były kiepskie. Popazerniczywszy co nieco, poszłam głębiej w las. Ale najpierw etap II w fotkach. :)

   
   
   
   
   

Pogoda coraz bardziej się poprawiała. W lesie nie było nikogo, dopiero po jakimś czasie dała się słyszeć strzelanina. Pewnie brać myśliwska namierzyła jakiegoś kulawego szaraka i prała do niego bez litości – dla niego i moich uszu. Skubałam sobie podgrzybki i nie wiedzieć kiedy znowu zaczęło siąpić. Tym razem jakoś niemrawo i bez emocji. I nawet niedługo. :P

   
   
   
   
   
   
   
   
   

Na koniec zostawiłam najlepsze, czyli grzybki z Czerwonej listy. Tym razem namierzyłam: podgrzybka tęgoskórowego, stroczka leśnego, fałdówkę kędzierzawą i koźlarza różnobarwnego. :jupi:

   
   
   

I tu mógłby być koniec, ale że jestem niekwestionowaną mistrzynią w opuszczaniu lasu „na żółwika”, bo zawsze muszę tu i tam zerknąć, to jeszcze co nieco na kartę wpada. :| :mrgreen:

   
   
   
   
   

Nie byłoby też tego uroczego bonusika: :) :papa:

 

Wyświetleń: 630


Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Dodaj komentarz