Ja wczoraj byłam w lesie, 25 km od swojego miasta. Mam tam rodzinę a las za płotem. Poszliśmy na spacerek do jednego lasu, gdzie w ubiegłym roku znalazłam piękne borowiki w brzozowo- sosnowym lesie ale w tym roku nic. Już 3 raz go penetrowałam w tym roku i nadal nic nie wyrosło.
Postanowiłam się przejść do innego lasu, po drugiej stronie szosy, gdzie kiedyś w młodym lesie sosnowycm znalazłam dużo kań. Poszłam z koleżanką, ona czekała a ja postanowiłam się wcisnąć w ten sosnowy las. Piszę wcisnąć bo stanąć tam w pozycji stojącej było niemożliwością.
Wrzuciłam coś na grzbiet, żeby się w tych suchych i ciasnych choinach przecisnąć a upał był niemiłosierny.
Z daleka mi się zamajaczył biały kapelusz więc zamknęłam oczy i prawie po kolanach ruszyłam w ten zagajnik.
Jak się tam wczołgałam zobaczyłam kolejne kapelusze. Przedzierałam się dalej, drapiąc o kolejne suche gałęzie. Rosło ich tam kilkanaście ale stan był tragiczny.
Wszystkie suche jak wiórek, niektóre połamane ale też wyschnięte.
W tych diabelskich warunkach zrobiłam kilkanaście fotek i skoro już się tam wczołgałam to stwierdziłam, że zerwę te suche kanie i już bez suszenia zmielę je w młynku na proszek i będę używać do potraw.
Tak też zrobiłam.
Jako królowa kań z bólem serca patrzyłam na swoich poddanych w takim tragicznym stanie
Jak się wyczołgałam z tego lasku to wyglądałam jak czerwonoskóry Siuks po stoczonej walce z Apaczami. Koleżanka nie mogła mnie poznać.
A ja też wyszłam stamtąd ledwo żywa ale z ususzonymi kaniami w torbie.
I tak wygląda sytuacja w naszych lasach, gdzie od dawna nie spadła kropla deszczu.
Tam, gdzie byłam rośnie też piękna daglezja, którą tutaj prezentuję w bonusie.
Maślaków daglezjowych pod nią nie było.
Fotki w galerii: https://nagrzyby.pl/galeria/v/users2 … ?g2_page=1