Sobota
Prawie 3 godz. w strugach deszczu. We trójkę koszyk z hakiem. [Proszę nie dopytywać, ile to hak. Hak to hak ] Dominują podgrzybki, są też koźlarze, maślaki – zwyczajne i maślaczki pieprzowe. Boletus edulis jeden. Sporych rozmiarów. Przemokliśmy masakrycznie mimo ubrania się „na deszcz”.
Niedziela
Po wczorajszym fotkowym poście zupełnym ze względu na ustawiczną pompę, dziś poszalałam. To nie było rankiem-świtkiem, akcja toczy się od 10.40. Wyglądało to mniej więcej tak.
Co prawda zimno było jak , ale kropelki na tym i owym prezentowały się uroczo. Oczywiście grzybków różniastych nie brakowało. Na początku dominowały muchomory czerwone i wodnicha późna. Ale im głębiej w las, tym więcej gatunków. Do koszyka i na kartę.
Ogólnie „prześladowały” mnie koźlarze, a że mam ich przesyt, obdarowałam nimi przyjaciółkę. W porównaniu z wczorajszym dniem było niewiele podgrzybków, ale przez las przeszły takie tabuny ludzi, że się nie dziwię.
Coraz ładniejsza pogoda sprawiała, że wzrok mimo woli opuszczał ściółkę i rejestrował nie tylko przepiękne barwy liści, ale i nadrzewniaki. Trzeba przyznać, kolory i kształty też miewają nietuzinkowe. A potem znowu koźlarze, zagubione we mchach lakówki okazałe i wszędobylskie grzybówki zefirowe. Ale tym razem wpadły mi w oko grzybówki skrzydlaste [mam nadzieję, że db oznaczyłam], które miały swoją sesję. A zaraz po niej miła niespodzianka: znalazłam po raz pierwszy w moim lesie maślaki pstre.
Postanowiłam znowu zanurkować w chaszcze, co zaowocowało… Koźlarzami?! No wiadomo, ale innymi znaleziskami też. Zwłaszcza ucieszyły mnie opieńki, które zresztą zostały tym razem w lesie.
Były też grzyb-dziwadła: muchomory – lusterka i Dziadek Mróz.
I tak to się działo w ten niedzielny dzionek, co zaczął się nastrojowo, chłodno i mgliście a po południu rozpieszczał ciepłem słonecznych promieni, w których w pełni mogła zabłysnąć paleta barw jesieni. Tak oto doszliśmy do finału, czyli koszyka i dzięcioła.