dla tych, którym bór darzy i dla tych, którym się tylko marzy.
Są czynności sympatyczne, jak na przykład zlewanie nalewki malinowej czy chodzenie do lasu. Czy jest między nimi logiczny związek? A jakże! Idziesz do lasu, zaliczasz wtopę, zlewasz nalewkę- bilans wychodzi na zero. Albo: idziesz do lasu, targasz dwa kosze grzybów, więc musisz zlać nalewkę, żeby pokrzepiwszy się trochę, obrać te grzybki. No cóż, mnie dotyczy dziś wersja 1. Każdy, kto zlewał nalewkę, wie, co mam na myśli. Kto jeszcze nigdy tego nie zrobił – najwyższa pora. Zresztą wiadomo, fizyka płynów, zwłaszcza tego typu, jest specyficzna. Amen.
Tak wygląda las, po którym dziś „śmigałam”, chociaż… bardziej na miejscu byłoby stwierdzenie, że to mną śmigało. Przy takim nachyleniu terenu i mokrej ściółce nie uniknęłam jazdy bez trzymanki na tylnej części osobowości. Dobrze, że udało mi się nie chlupnąć do Ropy! Ale do grzybowej rzeczy! Najwięcej grzybów znalazłam na… ogrodzeniu pod lasem.
A w lesie grzybowy pomorek! Nic! Zero! Jakieś nieliczne poobgryzane gołąbki , nawet z nadrzewnymi cieniutko. Znowu napatoczył mi się szczeciniak rdzawy i… takie tajemnicze coś. Myślałam nawet, że samotek, ale toto twarde było. No i postanowiłam dokonać wiwisekcji owego grzybka, co oczywiście mnie nic nie wyjaśniło, ale mam nadzieję, że tęgie portalowe głowy pomogą.
Pora kończyć tę bidę z nędzą. Przynajmniej nie mam problemów z bonusami.
Ptaki ciernistych krzewów pokrzewka cierniówka.