Moje grzybki z ostatnich dni, robione przy okazji spacerów z psiurkami. Szkoda, że nie mają one mentalności Czarnego.
Poniedziałek. Sobotnio – niedzielny śnieg „zniknął jak sen jaki złoty”… Grzybkom niektórym w ogóle to nie zaszkodziło.
„Judaszowe uszy” trochę jednak oklapły. Cóż dziwnego, uszy bywają wrażliwe na mróz.
I grzybki dzisiejsze. Te rycerzyki trochę mnie zaskoczyły. Zresztą nie tylko one. Różnych maluchów jest naprawdę dużo.
Fajnie, że te leśne szarości i burości ożywiają grzybowe kolorki. Podczas nieobecności słońca – bezcenne.