Udostępnij:
Przyznam się bez bicia, że wczoraj nie skończyłam, bo sen mnie zmorzył. Trochę km w końcu nawinęłam na buty. Wracając do mojego po lesie łażenia, przez długi czas nie spotkałam nikogo. Hmmm. No poza jakąś Błotnicą gapiącą się na mnie w lustrze wody. A ostrzegał Bobik.
Cisza, leśne zapachy, mech ugina się pod stopami. Bezcenne. Mżawka mi nie przeszkadza. Niestety idyllę zakłóca jakaś rozwrzeszczana banda, która sprawia, że zmieniam kierunek i nie docieram do mojej Krainy Chrobotkowo-Podgrzybkowej. Ale i tu grzybków dostatek. Co rusz wychylają swoje łepetyny a to z mchu, a to spod gałęzi, jak alpiniści zdobywają szczyty, tak one wspinają się na drzewa, pnie. Cudny widok! Są wszędzie po prostu. Jakby chciały powiedzieć: „Hola, hola! Jaka zima za pasem? Nic z tego”.
Zaintrygował mnie na zwalonej gałęzi jakiś wrośniak, chciałam określić, jaki, więc obróciłam konar i…
– Hurrra! Gronianki! Moja radość była większa na ich widok niż wszystkich podgrzybków razem wziętych. Szkoda, że fotki wyszły średnio na jeża. Rozszczepka też mi się na tej gałęzi nawinęła.
Postanowiłam jeszcze zbadać moją opieńkową miejscówkę. Wiecie, jak to jest, przyjść parę dni za późno? Opieniek było mnóstwo, ale żadnych młodych egzemplarzy, niestety. Te ze zdjęć to i tak najmłodsze zabytki. A że do zabytków mam szacunek, zostały w lesie.
Pewnie po raz ostatni w tym roku w niedzielnym menu sosik ze świeżych grzybków. Suszarka pewnie też powędruje na parę miesięcy do pudła. Co nie znaczy, że przy najbliższej okazji nie wybiorę się do lasu. Czego i Wam z całego serca życzę.
Cisza, leśne zapachy, mech ugina się pod stopami. Bezcenne. Mżawka mi nie przeszkadza. Niestety idyllę zakłóca jakaś rozwrzeszczana banda, która sprawia, że zmieniam kierunek i nie docieram do mojej Krainy Chrobotkowo-Podgrzybkowej. Ale i tu grzybków dostatek. Co rusz wychylają swoje łepetyny a to z mchu, a to spod gałęzi, jak alpiniści zdobywają szczyty, tak one wspinają się na drzewa, pnie. Cudny widok! Są wszędzie po prostu. Jakby chciały powiedzieć: „Hola, hola! Jaka zima za pasem? Nic z tego”.
Zaintrygował mnie na zwalonej gałęzi jakiś wrośniak, chciałam określić, jaki, więc obróciłam konar i…
– Hurrra! Gronianki! Moja radość była większa na ich widok niż wszystkich podgrzybków razem wziętych. Szkoda, że fotki wyszły średnio na jeża. Rozszczepka też mi się na tej gałęzi nawinęła.
Postanowiłam jeszcze zbadać moją opieńkową miejscówkę. Wiecie, jak to jest, przyjść parę dni za późno? Opieniek było mnóstwo, ale żadnych młodych egzemplarzy, niestety. Te ze zdjęć to i tak najmłodsze zabytki. A że do zabytków mam szacunek, zostały w lesie.
Pewnie po raz ostatni w tym roku w niedzielnym menu sosik ze świeżych grzybków. Suszarka pewnie też powędruje na parę miesięcy do pudła. Co nie znaczy, że przy najbliższej okazji nie wybiorę się do lasu. Czego i Wam z całego serca życzę.
Wyświetleń: 439
Udostępnij: