Moja wczorajsza włóczęga po lesie może nie zaowocowała niczym rzucającym na kolana, jak relacje poprzedników [czytaj smardzowników]. I dobrze, w końcu gdyby wszyscy serwowali fotki smardzów, byłoby nudno. Zatem spieszę z co nieco innym zestawem. Zacznę od wszędobylskich już maślanek, a potem… jak los/las zdarzył.
Na trzeciej fotce [chyba] samotek zmienny, tym razem nie badałam, co ma w środku, więc mam nadzieję, że ktoś obeznany mi potwierdzi. Oczywiście nie zabrakło nadrzewniaków w różnym wieku i kondycji. Spotkałam ładne [wg mnie] owocniki hubiaka posp. i ciekawie wybarwioną gmatwicę chropowatą.
Potem, na skraju podmokłej śródleśnej łąki, dostrzegłam na omszonym pniu piękne okazy żagwi orzęsionej.
Co rusz coś przyciągało wzrok. A to jamczatka wielkopora, jakieś czernidłaki, czarki, jakaś kruchaweczka [?] i uszak.
A kiedy już zmierzałam do końca eskapady, bo nóg nie czułam, znowu wpadły mi w obiektyw łuskwiaki wypaleniskowe, potem jakiś zmutowany okaz wrośniaka szorstkiego. Kocham takie zielone fryzurki!
Matka Natura obdarzyła mnie po raz kolejny widokiem żagwi – tym razem wlosistobrzegich.
Naprawdę bez smardzów i naparstniczek w kadrze można [No ale te piestrzenice to w końcu mogłabym znaleźć. ]