W nocy znowu padało, koło 5.oo niebo było zachmurzone, ale o 7.oo było już zupełnie znośnie. Zostawiłam niedopitą kawę i śmignęłam na z góry upatrzone pozycje. Szczerze mówiąc nie miałam żadnego konkretnego celu poza jednym: odwiedzić moje mitróweczki błotne. Niestety nie pomyślałam o tym, że ostatnio ciągle lało i miejscówka może być mocno pływająca. Zanim doszłam do lasu, buty były już mocno nasiąknięte rosą. Właśnie schylając się, by uwiecznić jakieś cudne kropelki, znalazłam mojego pierwszego w tym roku maślaka! Niestety mimo ambitnych poszukiwań okazało się, że to sierotka była.
W lesie roiło się… nie nie, nie od grzybów, od komarów! Na szczęście ultrathon dawał radę i [poza mocno denerwującym bzyczeniem] nie doznałam uszczerbku na mej cielesnej powłoce. A wracając do grzybów, to cieniutko. Sytuację ratowały śluzowce.
Za to w mitróweczkowym błotku zrobiło się żółciutko. Niestety wody było sporo, poza tym narosło jakiegoś bagiennego dziadostwa i robienie zdjęć stało się sportem ekstremalnym. Patrząc na moje wygibasy słońce zakryło twarz chmurą i sytuacja zakrawała na groteskową – iść parę km i nie zrobić zdjęcia? Nie ze mną te numery!
Trochę ubabrana wyruszyłam w suchsze rewiry. Niestety nie rosło tam kompletnie nic, nawet nadrzewnych w przyzwoitej formie było niewiele. Ale… trafiły mi się dwa fajne grzybki i w dodatku w kształcie serca – czyrenie sosnowe. Jeden wysoko, drugi nisko – na szczęście zajrzałam z drugiej strony sosny.
Idę sobie leśną dróżką, macham wesolutko moim canonkiem a tu nagle… jakieś 200 metrów przede mną… śliczny jeleń. Nie raz mi się taka sytuacja marzyła! Zastygłam nieruchomo i… zgubiła mnie chęć zrobienia zbliżenia. Jeszcze mi się obiektyw dobrze nie wysunął, Pana Pięknego już nie było. Postanowiłam wracać. Na pniakach co rusz znajdowałam wyrzynające się maślanki, poza
którymi naprawdę nic ciekawego nie było. Do momentu, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk – dzięcioł czarny! Za chwilę drugi!
I proszę, byłabym zapomniała, że na koniec znalazłam żółciaka siarkowego, ale zostawiłam go w lesie. A potem żałowałam.