W ubiegłym roku odkryłam stanowisko wodnichy późnej. W różnych częściach lasu pojawiały się jej owocniki, ale w tym jednym było coś na kształt klęski urodzaju.
Opuściwszy pierwszy las, udałam się na z góry upatrzone pozycje. Wejścia do drugiego broniły jakieś futrzane potwory. Ciekawe, co z nich wyrośnie. Wrośniak? Gmatwica? Nie będę strzelać, bo zgodnie z ostatnim trendem zostanę wysłana na poszukiwanie zapasowego mózgu. [Małe co nieco mam w zapasie.]
Starzy wyjadacze dobrze wiedzą, że najlepsze do poszukiwań są sterty gałęzi, zwalone pnie i zarośnięte chaszcze. W takim właśnie miejscu znalazłam piękne żylaki i galaretnice.
Potem spotkała mnie „niebiańska” niespodzianka.
Na dębach pojawiły się urodziwe trzęsaki pomarańczowe i kisielnice. Więcej fotek będzie w FAG-u.
Światło zaczynało już pozostawiać sporo do życzenia, ale końcówka i tak była całkiem udana pod kątem napotkanych grzybków.
I na koniec – sesja rozszczepki.
To był naprawdę owocny dzień, poziom endorfin wzrósł mi niebotycznie. I trzymany do końca bonusik.