Na Kaszubach po prawie miesiącu bez deszczu padało przez tydzień niemal codziennie. Niestety, niskie temperatury (w nocy ok 4’C) nie dały nadziei na sukces.
W lasach bardzo mokro, ale grzybasów ni widu ni słychu… W sobotę 11km w nogach po Borach Tucholskich i tylko 1 kosz na 3 osoby (łącznie). Przeważały kurki, które w tym roku zdążyły się już znudzić, zielonki i podgrzybki, których za to jest jak na lekarstwo Pod nóż poszły także sarniaki, płachetki, gołąbki i szmaciak.
Największą radość sprawiły pękate podgrzybki na dawnej miejscówce, która przez kilka lat stała ogrodzona siatką (szkółka leśna). Rosły zrośnięte po kilka sztuk. Tak pięknych (pękatych) podgrzybków, które tam wschodziły nigdy nie widziałem. Rosły tylko na wąskim ok. 1-metrowym pasie piaszczystej ziemi na skraju lasu i szkółki pod gałęziami. Kilka metrów w bok i zamiast okrągłych baryłek można było znaleźć zwyczajne podgrzybki.
Ten jegomość został sfotografowany na poprzedniej wyprawie, ale jego brat bliźniak trafił tym razem do kosza i na talerz. Wziąłem go za błotnego, ale szczerze to w smaku nie zachwycił, a porównywać go do gołąbka wybornego już całkiem nie wypada.
Czernidłakom odpuściłem, bo kulinarnie nie urzekły (marynowane)
A to wesoła rodzinka, której nie potrafię zidentyfikować
Pozostaje czekać na wyższe temperatury i ostrzyć koziki.