Hurrrrrrrrrrrra Nareszcie są
Dziś wygrzebałam się bladym świtem do lasu, tak bez większego entuzjazmu i bez większych nadziei, no bo upał, w lesie susza, ani kropli deszczu…
A tu takie zaskoczenie Dziś zbierałam tak, jak lubię: nie 1 samotny prawdziweczek, góra z 1-2 braciszkami, ale klanami – po 20-24 na jednym miejscu. Część rzeczywiście mocno dojrzała i trzony trzeba było od razu zostawić w lesie, ale w większości młode, dorodne i zdrowe W 3 godziny miałam pełen kosz i wielką torbę „anużkę” (a nuż się przyda), aż się górą wysypywały. A właściwie to w 2 godziny, bo tę 3 to już ostatnim wysiłkiem wlekłam tę torbę za sobą i zbierałam tylko to, co mi już samo wlazło pod nogi. Przeważyłam i przeliczyłam: 12 kg , ok 120 sztuk, nie licząc tych, które od razu poszły do kosza
Przypomniało mi sie, jak kiedyś tak na bezgrzybiu spacerowałam po lesie i urodził mi sie w głowie taki wierszyk:
Gdy od brzasku w moim lasku więcej ludzi niż grzybasków,
wtedy ledwie słońce wstanie zaczyna się polowanie
Każdy kurcgalopkiem bieży i odległość okiem mierzy:
„Jak tu pierwszym dopaść krzaczka, jak tu zdybać choć kozaczka…” itd…
Agnes