Galeria foto – Zenit
Smardzowa przygoda Tomaszem zaczęła się dawno dawno temu kiedy to był po raz pierwszy uczestnikiem masowych smardzowych imprez organizowanych przez Klub Darz Grzyb. Od kilku lat odstąpiłem od tych jak to niektórzy mówili smardzowych spędów na rzecz indywidualnych wyjazdów na smardzowania do słowackich dolinek.
Tomasza pewnie zapamiętali uczestnicy dawnych smardzowań jako wspaniałego śpiewaka marynarskich ballad przy ognisku i tego który potrafił przynieść nam żywą żmiję w „kieszeni”. Tomasz w czasie smardzowych „spędów” chodził często własnymi ścieżkami szukając samodzielnie własnych smardzowych miejscówek.
W wczorajszy wczesny ranek gdy Tomasz przyjechał do Krakowa już wiadomo było że pogoda nie będzie nas „rozpieszczać”. Na niebie kłębiły się deszczowe chmury mimo to odpalam mój smardzowóz i jedziemy w kierunku Słowacji. Po przekroczeniu granicy decyduję że odwiedzimy moją „starą” i mało odwiedzaną smardzową dolinke.
Tomasz nigdy do tej pory nie odwiedził jej dlatego jako „przewodnik” tłumaczyłem mu w które miejsca warto iść aby się nie nachodzić a coś znaleźć. Ta dolinka nas nie zawiodła każdy z nasz nazbierał słuszną ilość smardzy głównie z tego powodu że miejscówki smardzowe były „dziewicze” i nie „przeczesane” przez spragnionych smardzy smardzowników.
Zadowoleni z pierwszych smardzowych sukcesów tym razem udajemy się do Doliny Tomasza skrytej dokładnie między górami i myślę że nie odwiedzanej przez innych.
Początkowo wydawało się że 100% miejscówka smardzowa zawodzi na całego… Okazało się że tak jak przypuszczałem była w miejscu bardzo otwartym dla wiatru i mroźnych podmuchów mrozu. Skutki mrozu wyraźnie była widoczna w przemrożonych czubkach lepiężników a co dopiero w delikatnych strukturach smardzy.
Po chwili szukania natrafiłem na miejscówkę w Dolince Tomasza – miejscówka była idealnie ochroniona od wiatru a wystawiona na ciepłe promienie słońca. Nic dziwnego że smardze rosły na tej miejscówce bardzo licznie po kilka obok siebie. Gdzie okiem sięgnąć tam smardze… To nic że właśnie zaczęło mocno sypać śniegiem… spokojnie smardzy nie zasypało i mogliśmy pozbierać wszystkie jaki „rzuciły” nam się w oczy…
Na koniec smardzowania zdecydowałem że pojedziemy do mojej kolejnej „miejscówki” gdzie ostatnio oprócz smardzy nazbierałem dużą ilość ciemnobiałek krótkotrzonowych.
I tym razem miejscówka nie zawiodła smardze które ostatnio były malutkie wczoraj już dobrze urosły i „sczarniały” od słońca a ciemnobiałek było tak dużo że Tomasz uzbierał ich cały koszyk. Myślę że Tomaszowi te grzyby przypadną podobnie jak i mnie do gustu i zasmakują. Wyprawa wyjątkowo udana Tomasz i ja bardzo zadowoleni wróciliśmy do Krakowa. Była to moja ostatnia przedświąteczna wyprawa na smardze a pierwsza Tomasza w tym roku. Do zobaczenia na kolejnym smardzowym spotkaniu w przyszłym roku 🙂
Filmik z Dolinki Tomasza