Ciężko się zmobilizować na wypad do lasu, gdy w cieniu 29 stopni i słońce praży, ale jeszcze ciężej usiedzieć w domu Dlatego wczoraj po pracy, darowując sobie obiad, osiodłałem swego konia i ruszyłem w pobliski las. Przywitał mnie skwar rozgrzanego lasu i komary Na szczęście po kilkudziesięciu metrach ujrzałem pierwszy kapelusz, a właściwie koronę, bo toż to grzybowy król, prawdziwka. A za chwilę zaczęły się trafiać coraz to nowe grzybki. Oczywiście ( bo to miało miejsce już kilka razy ) po półtorej godziny nadciągnęły chmury i przeszedł niewielki deszcz. Deszcz ok, ale przez te chmury zrobiło się w lesie ciemno, jak u Murzyna pod koszulą Mimo to, zwłaszcza, że chmury trochę się rozeszły, postanowiłem jeszcze przejechać kilkoma dróżkami i dopiero ciemne chmury i grzmoty, dochodzące z kilku stron, wygnały mnie z lasu. Poniżej to co udało mi się trafić przez dwie godziny.
gonzo