Dolnośląskie Spotkanie Grzybasowe za nami…..a szkoda.

Dolnośląskie Spotkanie Grzybasowe za nami…..a szkoda.
Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Galeria foto -Gwiton
Galeria foto – Termit
Galeria foto – Rodzina

Dzień pierwszy 13 ( piatek) września 2013
Rodzina spod W-wy , czyli my,miała najdalej i wyruszyła skoro świt tzn. ok.10-tej.Wybrałem trasę środkową sposród trzech,które wyznaczył Goglemaps.
Dawała ona nam okazję poznania , choć z okien samochodu, rejonów naszej pięknej Ojczyzny,w których jeszcze nasza stopa …sory…nasze oko nie było.
Pogoda dopisywała. Z A2 zjechaliśmy we Wrześni i dalej przez ciekawe tereny Wielkopolski.Krótki postój w…a jakże ,lesie zaowocował znalezionym przez Bożenę Muchomorem Zielonawym. Trasa prowadziła min. przez Śrem,Leszno,Głogów i ………..Polkowice.To zacięcie w mojej relacji wynika z pewnego rodzaju rozterki.
Jak mam(mamy) wspominać podróż przez to miasto.
Stojąc na czerwonym i oczekując na mozliwość skrętu na Chocianów (następna miejscowość w drodze do Wrzosowej Krainy) poczuliśmy ogromne uderzenie i straszny
huk. Samochód nasz przeleciał przez przejście dla pieszych i ( na nasze szczęście) zatrzymał się na skraju skrzyżowania.Okazało się,że to TIR
na Mołdawskiej rejestracji nie wyhamował i wjechał nam w d……ę…….. Nie było ofiar w ludziach.Ucierpiały tylko samochody.Mój bardziej
z uwagi, chociażby, na masę TIR-a.Dalej to-policja i protokół ( do którego nie mam wglądu z uwagi na ochronę danych osobowych) . Po pewnych
perturbacjach ruszylismy w dalszą drogę.
Dojechaliśmy do Borówek jeszcze za widoku i (u niektórych) wzbudziliśmy wyglądem naszego samochodu pewne zaintersowanie i komentarze.Typu „o jedzie
jakiś z ceratą na samochodzie”. Bowiem musielismy owinąć tylną klapę folią w miejsce szyby, która została wybita.Uchowała się tylko nalepka
Internetowego Klubu Miłośników Grzybów Darz Grzyb.

Przywitanie we Wrzosowej Chacie było tak przyjemne jak i urozmaicone poprzez nasze przygody w podróży.
Rozmowy Polaków ciągnęły się przy kominku ( rozpalonym przez przemiłego gospodarza i doglądanego z wielka dbałością przez Termita i Gwitona)
do póżnych godzin wieczornych.Tylko rozsądek nakazał nam wszystkim udać się na spoczynek.Wszak nazajutrz wyprawa na słynne wrzosowiska.
Co prawda mieliśmy pewne obawy,bowiem deszcz padał , jak to się mówi ,równo ,ale………Uzgodniliśmy demokratycznie ,że „Grzybiętym”żadna pogoda nie przeszkodzi.

Zgrana paczka spod znaku Smardza zbierała siły na podbój ……..I tu proszę o dopiski według uznania

Dzień drugi-sobota

Jak na „prawilnych „Polaków -” raboczych” przystało nie spieszyliśmy się z pobudką.Deszcz jeszcze popadywał zdrowo.
Śniadanko w tak doborowym towarzystwie smakowało wyśmienicie.Dzięki miłemu gospodarzowi niektórzy z nas zostali zaopatrzeni
w kalosze, tak potrzebne wobec padąjacego deszczu. Tzw. gryplan musiał zostać zmodyfikowany i zamiast podróży szynobusem
udaliśmy się na podbój wrzosowisk samochodami (tu wieki szacu dla Termita i Gwitona).
Okolica „Wrzosowej Krainy” to tereny , na których po wojnie stacjonowały-były-przebywały tymczasowo wojska ……..
naszych przyjaciół. Także mijaliśmy tereny byłych składów paliwa i lotnisko.
Po dotarciu na skraj, tajemniczej dla mnie krainy kompleksu leśnego, stery przejął Gwiton.
Prowadził nas przez las w zasadzie sosnowy (w różnym wieku drzewostanu) z domieszką brzozy, dębu, czeremchy i ……
oczywiście wrzosów w poszyciu. Było bajecznie kolorowo z uwagi na wszechobecne różne gołąbki, muchomory, grzybówki, mleczaje, krowiaki, tegoskóry cytrynowe i …….No właśnie !?
Co jakiś czas ktoś z naszej paczki „Grzybniętych” wznosił okrzyk tryumfu napotkawszy zdrowy (nie zarobaczewiony) okaz
grzyba jadalnego – tzw.”koszyczkowca”. Trafiały się borowiki szlachetne (pierwszego młodego opolował Termit), kożlarze zółto- pomarańczowe,
podgrzybki brunatne, pieprzniki jadalne. Magiczny las Gwitona zauroczył nas wszystkich.
Sosna,wrzosy,czasami brzoza i……borowiki szlachetne przecudnej urody( niestety w części z lokatorami).
Po drodze mijaliśmy byłą linię byłego wysokiego napięcia na terenie byłego poligonu wojskowego (sory za składnię).
W pewnym sensie kulminacją naszej wyprawy był pobyt na wydmach śródlądowych (zwanych pustynią).
Dla mnie osobiście był to szok, zauroczenie i niezapomiane wrażenia. Pierwszy raz zetknąłem się z takim krajobrazem, ekosystemem
i zjawiskiem występownia razem drzew, krzewów, wrzosów, traw, mchów, porostów i… grzybów na podłożu piaskowym-wydmowym.
Gwiton – wielkie dzięki za pokazanie nam t y c h widoków.
Ku pokrzepieniu ciała i ducha, spożyte przez nas na szczycie wydm-pustyni tzw. „drugie śniadanie”, smakowało wybornie.
W drodze powrotnej (oczywiście na skróty) co nieco wpadało do naszych koszyczków i na karty aparatów.
Blisko siedmiogodzinny spacer po lesie, w krainie wrzosów conieco nas zmęczył. Stąd, po powrocie na kwaterę ,Termit błyskawicznie zabrał się za
przygotowanie kociołka. Nasze panie (chwała im za to) zadbały aby tzw. wsad, przygotowany przez Jolę, trafił tam gdzie powinien.
Smakowło wyśmienicie.
Ale,ale… W oczekiwniu na kociołek Ania uraczyła nas grillowanymi paprykami z farszem. Pychaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
„Rozmowy Polaków ” (nie tylko o grzybach) ciagnęły się do …….czasu właściwego do udania się na spoczynek.

Dzień trzeci

Skoro świt zwiedziłem najbliższą okolicę naszej kwatery (oczywiście tylko małą część).Las mieszany-sosna,dąb,świerk,brzoza,grab,olcha.czeremcha
i inne, z bogatym poszyciem.Teren podmokły przechodzący w bagienny z rejonami lekko wyżej położonymi.Z tzw.koszyczkowców znalazłem podgrzybki
w stanie troszkę zaawansowanym,borowika szlachetnego w podobnej kondycji i piękne czubajki kanie.Rosły one na działce sąsiada na pryżmie
wieloletnich trocin.Sprawdziłem jeszcze stanowisko borowika ceglastoporego.Niestety w fazie praprapra……dziadka.Miły gospodarz pokazywał nam
go w piątkowy wieczór niemalże po ciemku.Za widoku wyglądał jeszcze gorzej.Miejscowi nazywają ceglasia „szatanem” i nie pozyskują go.
Tak nawiasem mówiac w okolicach Zielonej Góry dzieje się podobnie.

W niewielkiej odległości odegłości znajdują się pozostałości po linii kolejowej – nasyp,część podkładów betonowych porastająca lasem
a sporo zepchniętych między drzewa.Wiwiórki mi powiedziały,że wzdłuż tej swoistej arterii można szukać grzybów.
Niestety czas nie pozwolił na to( chyba będzie trzeba tam wrócić jeszcze).

Po śniadanku gospodyni oprowadziła nas po swoim ogrodzie pełnym kwiatów,warzyw,roślin przyprawowych,ziół i innych osobliwości.
Dynia uwieczniona na jednej z fotek to odmiana bezłuskowa.Można jej pestki spożywać bez konieczności tzw.skubania.
Jeżeli nasiona powschodzą w przyszłym roku przetestuję to w swoim ogródku.

Z żalem lecz zadowoleni,uśmięchnięci i w super nastrojach rozjechaliśmy się w różnych kierunkach.Wszak odległość nie stanowi dla nas
przeszkód.Pasja „grzbnięcia” łączy nas bez względu na różne niespodzianki,które zgotowuje nam los.Możliwość poznania nieznanych zakątków naszej
Ojczyzny,spotkania wspaniałych ludzi i dysputy nie tylko o grzybach ale i o życiu……..b e z c e n n e .

Darz Grzyb i do zobaczenia za rok.

– z naszego wędrowania: Obrazek foto – Gwiton
– i wieczorka przy ognisku: Obrazek foto – Gwiton

Wyświetleń: 643


Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Dodaj komentarz