Grzybiada

Grzybiada
Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Dzisiaj mija dokładnie rok od mojego zalogowania się na nagrzyby.pl Oczywiście mogłabym tutaj zacząć wymieniać 1001 powodów, dla których warto jest być na tym portalu, ale to przecież byłoby nudne. Dlatego postanowiłam w inny sposób pokazać, że jesteście fajni, że Was lubię i cenię. :) Bo oczywiście sporo przez ten rok dowiedziałam się o grzybach, ale także trochę i o Was. I to Wam dedykuję zapisywane przeze mnie wrażenia. Mam nadzieję, że przyjmiecie je życzliwie i z przymrużeniem ;)

 

 

Grzybiada
czyli
Historyja grzybiarska
w paru pieśniach
wierszem
przez Sysunię
spisana

 

Pieśń pierwsza:
Parking
czyli
Wysyp… „grzybniętych”

Był las. Drzewa drzemały w mgle porannej jeszcze,
Spały zające i sarny nieliczne, za to liczne kleszcze
Ostrzyły swe zębiska, masowały brzuchy,
Bo jak trwa wysyp – dla nich czas posuchy
Kończy się. Grzybiarzy wszak zgraja
Poi krwią swą komary, kleszczom też pozwala
Paść się. Więc robal broi póki może,
Choć życiem często płaci jeszcze w borze,
A jak nie, to go w domu wykręcą, wypalą,
Wydrą, wydrapią, słowem… rozpaćkają.
Przecież nie wiedzą tego jeszcze kleszcze,
Że ta ekipa ma szczególne na ich widok dreszcze,
Ale też i sposoby chytre z forum znane,
Że… w starciu z „grzybniętymi” – mają przerąbane.

Leśny parking. Już z trasy pierwsza wjeżdża fura,
Potem druga i trzecia, sama nie wiem, która…
Sypią się z aut grzybiarze i grzybiarki zacne.
Ci targają koszyki, tamci zaś anużki,
Ale wszystkich jednako w las iść swędzą nóżki.

Każdy niesie: aparat, akumulatory,
Plecak z jedzonkiem, wodę, kosy lub nożyki,
Komórki, GPS-y, grzybów atlasiki
Kieszonkowe. Coś na odciski, coś na ukąszenia,
Odstraszacze na bąki, maści od swędzenia…
Jeszcze zerknąć tam głębiej chyba się odważę
I podejrzę, co zacni skrywają grzybiarze.
Włączam rentgen i proszę: dość często się zdarza,
Że ten i ów przemyca gdzieś… „napój grzybiarza”,
Złocisty, chłodny, woniejący chmielem,
Co nam w gardła się sączy perlistym strumieniem.

 

 

Pieśń druga
czyli
Ojciec Założyciel

Był las. Drzewa ocknęły się po nocnej porze,
Tamto pręży konary, drapie się po korze,
Wielka jodła, już trochę ślepa, trochę głucha,
Patrzy okiem swych sęków, dziuplą uszu słucha
I dziwi się, gdy widzi tłum, wcale nie dziki,
Bo nie wrzeszczy, nie śmieci. Wydaje okrzyki
Zachwytu, to prawda, lecz nie jest to zgraja
Wściekła i zajadła, co drze się, kopie, pluje
I traktuje krzaki jak śmietnik i miejscówkę
Ups!… pod kropidlaki.

Rzucam okiem w szeregi, rozglądam się bacznie:
Oto Prezes! To jasne, od Zenita zacznę,
Który kosz targa wielki, szybkim śmiga krokiem
Wiodąc KaDankę z czujnie w knieję zapatrzonym wzrokiem.
Było grzybiarzy wielu od Piasta do tego
Co nam włada obecnie – B. Komorowskiego,
Lecz przy Zenicie wszystkie bledną ich zasługi
Jako ten kraj daleki, szeroki i długi.
Bowiem Zenit jest w kręgach „grzybniętych”
znany oraz wielbiony [choć przecież nie święty].
On to w grzybiarską pasję serce swoje włożył
I by ją propagować, e-stronę założył.

Ma nagrzyby.pl magię tajemniczą,
Że brata tych, co tylko w lasach pazerniczą –
Z pasjonatami, co na widok grzyba kwiczą
Z zachwytu. Taki grzybiarz-miłośnik, wierzcie, moi złoci,
Najpierw grzybka powita uśmiechem, obfoci,
Potem jeszcze opisze go w relacji czule…
A po nóż, owszem, sięga, ale z bólem serca
I po prawdzie czuje się wtedy… jak morderca.
Bo tak szczerze powiedzcie, panowie i panie,
Kto z nożem wyskakuje na swoje kochanie?!

Takich maniaków złączył Ojciec Założyciel
Zenit, wzór nasz i grzybów gorący wielbiciel,
Znawca, piewca i smakosz.
A kosz Zenita…
Gdybyż umiał gadać,
To musiałby nawijać non stop, nie przestawać.
Niestety kosz nie gada, milczy jak zaklęty,
Pełny czy pusty, kosz pychą nadęty,
Że sam Prezes go dźwiga.
Teraz wraz z Zenitem gna w las. Oj, będzie się działo,
Gdy się w kosz ten nad kosze zbiór będzie wrzucało!

 

 

Pieśń trzecia
Elita
czyli
Struktury „Góry”

Za KaDanką z Zenitem ruszają Admini.
O czym myślą? Blondynka tego nie rozkmini.
Nadir, Dare i Młody – drużyna „Czerwonych”.
Chłopy na schwał, zerwały się od monitorów
I teraz rwą jak charty w stronę boru –
Polować na upatrzonego. Nie, nie na szaraka!
Hajże na boletusa! – Teraz moda taka.

Darre odłożył nawet dziś swoją gitarrę,
Co mu morrowo współgrra z awatarrem.
Młody… jak młody, zawsze jest gotowy,
Milczkiem się sprężył i ruszył w zawody…
Lecz się na czoło już Nadir wysuwa,
Wiadomo, wśród Adminów jest to ryba gruba,
Pan „przycisków” wszelakich, mógłby być tyranem,
Lecz Piotruś Pan w południe czyli też nad ranem –
Serce gołębie [i w duszy poeta]. Wyjaśni, pomoże
I nigdy też nie bywa w fatalnym humorze.
[Z Nadirem jedna tylko jest, drobna afera,
Że czasem nosi ksywę TW Ankietera.]

Za „technicznymi” suną, nie podnosząc głowy,
Elitarni „Niebiescy” czyli „Atlasowi”.

Najpierw Sensi, Królowa Kań, z gracją pomyka,
Dziś nie chce jednak kani, pragnie borowika.
Wnet go zewsząd obfoci, wraz z refleksem nieba,
Bo wie dobra królowa, czego masom trzeba.
I wie także, gdy mruży roześmiane oczy,
Co trzeba zauważyć, co trzeba przeoczyć.
Sensibility zawsze „nowym” dopomoże!
Cierpliwości, pogody, spokoju Ty wzorze,
Autorko mniam-przepisów, nietrzymanych w ryzach,
O co miewa pretensje ta czy inna pyza.

Dalej Paweł[54] i Czarny, nierozłączne druhy
Aktywne w czas grzybowy, lecz i w czas posuchy.
Paweł jak w transie działa od wielu miesięcy:
Foci, wrzuca, przekracza co rusz nowe progi,
Nie zna piątku ni świątku.
Czasem – jak mawia Gonzo- „pisze blogi”
W wątku, lecz tym się nie zraża,
Wciąż buszuje po FAG-u, szpera po atlasie,
Bo Paweł jest jak prymus najpilniejszy w klasie.
Rozmyśla oto właśnie: „Dziś to się obłowię,
„nastrzelam” hemitrichii, paździorków, kędziorków,
No cóż, mam słabość do ich kształtów i do ich kolorków.”

Ale Czarny, poczuwszy jakiś trop zajęczy
[Hau, hau, to grzybobranie zaczyna mnie męczyć!],
Wyrwał się swemu panu i gdzieś z boku hasa.
Ale zamiast zająca, namierzył… Wojtasa,
Który przycupnął sobie, jak na awatarze,
A we wzroku zamglonym od grzybowych [?] marzeń…
Ejże, Wojtusiu, jak się wgłębić w Twoje oczy,
Na dnie ich nie boletus, lecz… boleń się mroczy!
Lecz gdy zawarczał Czarny, gdy zaszczekał wściekle,
Boleń śmignął ogonem, okiem rybim łypnął,
I sprzed „ócz duszy” Wojtka tak znienacka zniknął,
Jak znikają zaskrońce, sarny i jelenie,
Gdy coś je spłoszy.

Lecz… wróćmy na ziemię,
Kroczmy dalej, ma Muzo leśna i grzybowa,
Zobaczmy, gdzie najtęższa głowa „Atlasowa”.
Jest! Na skraju parkingu Gonzo – z słuchaczy gromadką –
Rozpływa się nad jakąś rzadką surojadką.
I ja też tu na chwilę przystanę, posłucham,
Bo w słowach Gonza zacna tkwi nauka.

Jest grzyboznawców wielu, skłonnych brać laury
I… Gonzo Pierwszy Wielki. On nie patrzy z góry,
On nie wybrzydza, że pytanie głupie,
Choć czasem rzuca coś o zwłokach czy trupie
Grzybowym, lub o wróżeniu z mało ostrych fot.
Faktem jest: Gonzo grzyby rozpoznaje w lot
I swą ogromną wiedzą z radością się dzieli,
A ma przy tym cierpliwość jakoby anieli.

Gonzo ma jeszcze inne zalety i cnoty.
Wszyscy wiedzą, że cudnej robi on urody foty,
Że mu pozują węże, ważki, żuki.
Czy je zaklina słowem, czy czymś innym nęci?
Nie wiem, pomimo szczerych, nie odpowiem, chęci.

– Ale przecież Zygmunta brakuje w ekipie!
Zygmunt dziś depeszował, że na starej lipie,
Odkrytej gdzieś na pograniczu Biecza i Korczyny,
Znalazł Lobarię. I z tej to przyczyny
Nie ma go.

A tam? Kto tam się nagle pośród pni wyłonił
I znikł? To drużyna „Zielonych”, „Testerami” zwana.
Lecz co oni testują? Do dziś nie wiem sama.

 

 

Pieśń czwarta
Klub Darz Grzybowy
czyli
Pozytywnie zakręconych
czołówka

Teraz sypie, sypie się Klub Darz Grzybowy,
Zwyczajny – niezwyczajny. Drużyna „Brązowych”.
Brąz – barwa podgrzybka, barwa boletusa,
Na sam widok którego raduje się dusza.
Przejrzyjmy te szeregi, kręte i niesforne,
Za to zawsze pomocne, chętne, choć swawolne.

Dzisiaj czołówkę tworzą zacni Porościarze:
Z sercem czułym – Lobaria. Widok to niekiepski,
Bo koszyczek jej niosą ocalone pieski.
Tu Porost wąs podkręca, jak zawsze, gdy marzy
Że znowu mu się jakiś zacny okaz zdarzy.
Zatrzymał się i macha. Komu?
Oczywiście, tam przecież stoi Doniu,
Rozdarty czy iść w stronę zlichenizowanych,
czy też zająć się serio z Pawłem śluzowcami.

Dalej: Gali, co nocą po stronie buszuje.
Czasem… smardza w doniczce sobie wyhoduje.
Miły chłopak ! Z Milicza inny być nie może.
Teraz wita… Kogóż wypatrzył on w borze?
To Ewka[56], która kocha i grzybki, i kwiatki,
Przy niej Ronka, ceniąca wszelakie zagadki,
Która nazwie roślinę, zabytek i ptaka.
Tęga głowa i skromna. Fakt, Ronka jest taka!

Obok Meryt, lubiący polować na smardze,
I Margolcia, co z włości zjechała na harce,
Włóczykij, Bogdan, Jimmy6 i Bobik –
Każdy na grzyby chrapkę sobie robi.

A tam, gdzie smuga światła, już ktoś fotki pstryka –
To bracia: JanuSz z LeSzkiem dybią na rydzyka.
Znów nam mogą zagrażać z zachwytu bezdechy,
gdy je panowie S. wrzucą do ankiety.

Za nimi Robi – krakus i Krakus – nie z Kraka,
taka czasem z nickami namota się draka.
Patrz! Tam Tomek[86] – to okaz wśród „grzybniętych” rzadki:
Na koncie więcej pochwał niż forowej gadki!

Idą w parze Gorszczyki, Piotr i Ania,
lecz w rajdzie w stronę lasu Antoś ich przegania.
Oj, będzie kiedyś z niego grzybiarz nad grzybiarze!
Już początki ma świetne. Resztę… czas pokaże,
Choć już teraz rodziców cieszy spryciarz taki,
Co zamiast na plac zabaw chce iść… na maślaki.

I kto tam jeszcze? Kto tam? ? Damianeczunieczek.
Pieszczoch nickowy. Rzecz na forum znana:
– Dzień dybry! – rzuca rankiem i czeka do rana,
Aż ktoś odpowie.
Daremnie! „Grzybniętym” wszak czaty nie w głowie.
Za to tu, gdy w lesie: „Dzień dybry”! Odegrzmiało echem,
Każdy pospieszył z: „Cześć”, „Siemka” lub chociaż uśmiechem.

Suną „Brązowi” żwawo, milkną chichy-śmiechy,
słychać tylko tu i tam stłumione oddechy.
Każdy wzrok wbija w ściółkę, żga jak wykrywaczem…
– Jadalnych brak! – ktoś wybucha płaczem.
No jasne, pofocimy piękne lakownice,
Wrośniaki i hubiaki, wielkie jak donice,
Także czyrenie, fałdówki i pniarki
Cudne, lecz dzisiaj wszyscy marzą: garnki
Zupy grzybowej, patelnie sosiku,
Pełne wsady suszarki i „coś” też w słoiku.

Ktoś krzyknął groźnie: – Dawać tu Prezesa!
Miały być boletusy! Niech da, co obiecał!
Inny wrzasnął: No właśnie, zrywam się z rana, jadę…
I nic! Niech to piorun trzaśnie!
– Zenit pod sąd grzybowy! – wrzeszczy ktoś, rozsierdzon,
Aż Nadir szaty rozdarł, osłonił go piersią.
Już krew się polać miała, rozpocząć rozruchy,
Przez te niespodziewane, grzybowe posuchy,
Gdy Moniś jakimś pieprznym dowcipem rzuciła
I tym sprytnym sposobem „bombę” rozbroiła.

 

 

Pieśń piąta
Klub Darz Grzybowy
czyli
Pozytywnie zakręceni
spóźnialscy

Już parking opustoszał i cisza zapadła.
Tu czasem sójka zaskrzeczy zajadła,
Tam dzięcioł w drzewo puknie, kukułka zakuka,
Lecz poza tym jest cisza. Głęboka i głucha.
Lecz nie trwała zbyt długo. Cóż, nie bez kozery
Powiem, że ją przerwał Dariusz – sześćdziesiąt i cztery.

Dariusz zajechał rowerem z fasonem.
Lecz cóż to? Co? Oczy przecieram zdumione,
Bo za nim, jak za panem tatką,
Cały peleton posuwa się gładko.
Tak, tak, Dariusz w koszulce jest żółtej lidera,
A tuż za nim Emilos[66], Spike… Szczyty „powera”!
Wchodzą w zakręt! Łeb w łeb! Tempo rośnie!
Aż się zadziwił jakiś żuk na sośnie.

Patrz! Teraz ze mgły któż tam się wynurza?
Ach oczywista! To przecież Yakuza –
Rwie niczym Pendolino! Już dogania Spike’a,
Jeszcze chwila, o Boże! Przegoni też Darka!
Miło patrzeć. Każdy silny, prężny, boski –
Niczym „złotko” i mistrz nasz – Michałek Kwiatkowski!

Zabrzmiał gwizd. Emilos, w las się popatrzywszy
I gdzieś naprędce rower przytroczywszy,
Wpadł w bór. Nie wiem, czy go jakaś „łania” tam wabiła?
Czy może raczej sprawa wojskowa zawiła?
Wszak znikł z oczu i Spike’a, Yakuzy i Darka.
Każdy na to zniknięcie zżyma się i sarka.

Rzucam okiem w tę stronę, rzucam okiem w tamtą,
Aż wzrok mój przyciąga… o Herr Gott! Meganto!
Meganto lubi widoki niezwykłe i nowe,
Zwie je balladowymi. Teraz zwrócił głowę
Na knieję. Ciekawe, co się w myślach jego dzieje.
Lecz przerwały mu trzaski, szelesty i szmery…
Ach, co to, kto to, do srogiej wadery?!
Aż bladością okryły się Meganto lica,
– Licho nie śpi! A jeśli to wściekła wilczyca [dziewica*]?
Takie pytanka lecą jak seria z Maxima.
Oj, mnie także tym razem mocno zrzedła mina.

A tymczasem z krzaczorów wypadł, sapiąc, Kombiii.
Nasz biegacz a nie jakaś wadera czy zombie.
Wpadł w poślizg! Zachwiał się! Czy się wyłoży?
O nie, to przecież chłopak chwacki, hoży…
Lecz Nadir z troską patrzy, wyciągając szyję,
Czy sobie drogi Kombiii „czego” nie obije.

Jeszcze biegną zdyszani MaciejZG i Barbra,
Tak się mocno o leśnych rozmarzyli skarbach,
Choć GPS im gadał: 200-zakręt-w-lewo,
To oni rozumieli: prawus-patrz-pod-drzewo…

W ostatniej chwili dotarł Mefiu, też spóźniony,
nie mógł się wyrwać z objęć swojej młodej żony.
Teraz wywija chwacko lustrzanką i koszem,
Powtarzając: „Darz, borze! O „prawego” proszę!”

[* W tym miejscu rym zostawiam do wyboru wyobraźni P.T. Czytelnika. :mrgreen: ]

 

Pieśń szósta
Hajże na Boletusa!
Czyli
Wiekopomna chwiła

Las patrzy zadziwiony, zamarły też kleszcze –
Żaden dzisiaj krwi ludzkiej nie napił się jeszcze!
Ucichł dzięcioł i sójka, nie kuka kukułka,
Za to z rzadka zapiszczy gdzieś w górze pustułka.
I piszczą też z zachwytu dziewczyny do wtóru:
Sensi, Barbra i Ewka włącza się do chóru.

Nogi wędrowców toną we mchach poza kostki,
Zapach wokół żywiczny, balsamiczny, boski…
Przez drzew korony światło się sennie przesiewa,
Już temu i owemu słodko w duszy śpiewa,
Już nieważne są kosze zapchane po ucha,
Już się śmieją gębusie od ucha do ucha.
Działa magia! Czar działa! Taka cisza błoga,
Że się ulatnia każdy stres, każda trwoga,
Co czasem serca podgryza, podżera,
Tutaj milknie, lecz potem znowu nam doskwiera.
[Wybacz, mój Czytelniku, te dygresje smętne,
Czasem trzeba pokazać, co jest w lesie piękne.]

Jak na skrzydłach przed siebie Sensi gna z Wojtasem –
Z radości sobie podśpiewują czasem,
Zenit z Nadirem milcząc, KaDanka z Gwitonem,
Który się zjawił, jak duch puszczy jaki,
Ubrany w moro, tak dla niepoznaki,
Margolcia z Mefiu, JanuSzem i Ewką,
Każdemu w sercu [i w koszyku] lekko.
I tak śmigają „Czerwoni”, „Brązowi”,
I oczywista także „Atlasowi”.
„Zielonych” wcięło! Podobno od rana
Znowu testują. Co? No nie wiem sama!

Nagle ciszę tę wonną, ciszę aksamitną,
Przerwał… gwizd? Czyżby to zwierzę rykło?
Czy to straszą potwory leśne jakieś może?
Drżą dziewczyny, chłopaki wyciągają noże,
By w szranki stanąć, cokolwiek się zdarzy,
Ci najmniej młodzi i ci najmniej starzy.
Bo każdy grzybiarz, bez względu na pesel,
Do walki jest wyrywny. Powalczy choć z biesem!

Już otoczyli kołem swe kobiety,
Zaraz wroga przemielą niczym na kotlety!
Już czupryny się jeżą, już jeżą się wąsy,
Już prężą się muskuły, na twarz biją pąsy.
Już te dusze sarmackie słodycz walki czują,
Już im w oczach się sceny heroiczne snują.
I gdy adrenalina bije, że aż strzyka w plecach,
Rozległ się nagle… sygnał przyjścia sms-a.

Zenit drgnął, wiadomość przeczytał
I aż mu się grzybowo rozświetliła micha,
Po czym, jakby go użądliła osa:
– Hajże na boletusa! – Ryknął pod niebiosa.
I ruszył równym, ale bystrym krokiem,
Nie patrząc, czy i kto podąża jego tropem.
Kultowe Wodza śmigają kalosze…
Ja w tym sezonie też różowe noszę
I modzie tejże uległa Rodzina,
Sensi i Ronka. A zazdrosna mina
Wielu dowodzi, że też mają chęć
Na różowiutkie, ale nie chcą spięć,
Noszą więc szare, bure i brązowe,
A tylko we snach wkładają różowe.

A jakże, zaraz wartko ruszyła wataha,
Nikt się tutaj nie leni ani nikt nie waha.
Głośno trzaskają drobne pod nogą gałązki,
Uciekają komary, kleszcze i pajączki.
I już za moment pod wodzą Zenita,
Na ogromną polanę wkroczyła ekipa.

Aż jęknęła z zachwytu Muza ma grzybowa,
Bo gdzie spojrzeć – prawdziwek, tu i ówdzie „sowa”,
Tam czerwone koźlarze, tu żółciutkie kurki…
Każdy na co innego już ostrzy pazurki:
Mefiu zbiera gołąbki, Lobaria ceglasie,
Które tu rosną w wielkim bogactwie i krasie.
Gonzo – siatkusie, Włóczykij – podgrzybki,
A jeszcze inni „koszą” na wyrywki.
A Prezes? Prezes, moi złoci,
Rozłożył sprzęcior i foci, i foci…
Oj, będzie szalał nocami w zagadkach,
Skoro się taka tu trafiła gratka!

W koszach już pełno. Na polanie jeszcze
Nowe się grzybki zjawiają w najlepsze.
Czy to są czary? Jak to jest możliwe,
Że każdy zbiera, a wciąż grzyb przy grzybie?
Może to jakaś jest fatamorgana?
Może polana ta zaczarowana?

I kiedy domysł za domysłem goni,
Zza drzewa wyszli Emilos i Johnny
Ze Stąporkowa. Dziwne dają znaki,
Jakby wabiły nas w las te junaki.
[Emilos zbrojnym jest ramieniem Janka –
Na koszyk Janka dybie każda fanka!]

Ten i ów zerka zezem na Zenita…
Prezes uśmiechem ich szerokim wita.
O, już z daleka pachnie nam tu nową,
Niespotykaną grzybową przygodą!
I choć zmęczenie trochę w kość już daje,
Wszyscy są chętni na grzybowe raje.

Gdy już jesteśmy w świetlistej buczynie,
Rozpoznać łatwo po „grzybniętych” minie:
O tym spotkaniu marzyli po cichu.
Psttt! O królewskim mowa borowiku!
Edulis regius jak władca na tronie,
Dostojny olbrzym w maluchów koronie,
Wraz z całym dworem innych borowików,
Zacnych podgrzybków, rozsiadł się po cichu,
Wtulony we mchy i w cienie paproci.

Kiedy szok minął, każdy zaczął focić.

– Tylko poproszę zdjęcia bez retuszu! –
Ryknął bojowo, w swym brąz kapeluszu,
stanowczym tonem „Bolo” Badius w złości,
Rzecznik prasowy Imć Królewskiej Mości.
I stanął „Bolo” groźny, z wielkim gnatem
Niczym Chuck Norris – tuż przed Majestatem.

Kiedy szok minął, zaraz, moi złoci,
Każdy z zapałem zaczął znowu focić.

Już słońce za horyzont powoli zapada,
Już do końca się zbliża ta nasza „Grzybiada”,
Lecz nim ostatnie przebrzmią i ucichną rymy,
Nim zamilkną chłopaki, zamilkną dziewczyny,
Pozwólmy jeszcze mojej pohasać tu Muzie,
Zwłaszcza że teraz będzie już na luzie,
Bo pełne przecież anużki, koszyki,
Nawet zapchane są też bagażniki.
Będą zupy grzybowej ogromniaste garnki.
Będą do rana szumieć wypchane suszarki,
Będą cudnej urody i smaku sosiki
Oraz pełne po wręby wielgaśne słoiki.

Wiele się jeszcze tego dnia zdarzyło!
Było grzybowo, przyjaźnie i miło,
Były „słit focie”, rozmówki, pogwarki,
Powstały grupy, podgrupy i parki.

Były „granaty” z kiszonym ogórrem,
Które grzybiarze pochwalili chórem,
Były Kombiego pychoty z wędzarni,
I Włóczykija halászlé picante.
Mucio picante! Nie oddadzą słowa,
Ział jak smok każdy, chociaż nie z Krakowa.

Sama Królowa serwowała kanie,
Na które smaczek miały wszystkie panie,
Mefiu szaszłyki a bigos Lobaria.

Już na obżarstwo ten i ów sarka,
Tu się wątroba, tam żołądek zżyma,
Że już tej uczty dłużej nie wytrzyma!
Imć cholesterol po żyłach się klepie:
– A jedzcie, jedzcie! Niech będzie mi lepiej!
Aż go Włóczykij zbeształ bez sumienia:
Jak cię nie widać, znaczy, że cię nie ma!
A cholesterol na te słowa zbladł
I, moi państwo, skurczył się i… spadł!

Siła by gadać, co się jeszcze działo,
Będzie się dłuuugo potem wspominało.
Czas wracać! Pora trąbić wsiadanego,
A ci, co nie prowadzą, spełnią strzemiennego
Tym, co tak zawsze smutki nam osładza:
Złocistą strugą „napoju grzybiarza”.

I ja tam byłam, strzemiennego piłam,
Co widziałam, słyszałam – skrzętnie uwieczniłam.

[Koniec! :mrgreen: :papa: ]

 

Avatar użytkownika
Sysunia

 

 

Grzybiady zakończenie
epilogiem zwane,
by ukoronować to co tak pięknie
przez Sysunię zostało spisane

Cudna jest ta opowieść poezją pisana
i słusznie też została Grzybiadą nazwana,
lecz coś mi tutaj nie chce w tym wszystkim pasować…
…już się połapałem, pragnę więc sprostować!

Tyleż słów tam padło o grzybowej braci
lecz gdzie jest tam „zwieńczenie dla iglastej naci”?
Siedzę, czytam od nowa i myślę „O Boże,
Sysuni tam brakuje – a tak być nie może!”

Prędziutko zatem łapię za cyfrowe pióro
(przez innych czasem szumnie zwane klawiaturą)
i gnam już do rymowych mej głowy przestworzy
by hołd oddać Sysuni, co pięknie tak tworzy.

Wśród pięknych i ciekawych prosto z lasu treści
różne też inne skarby portal nasz tu mieści
Nie tylko znawców wszelkich grzybowych sekretów,
lecz także nie mniej wprawnych grzybowych poetów
Sysunia nasza miła prym im tutaj wiedzie
i wśród „rymiarzy” grona – cały czas na przedzie!
Jak inni, też w tych rymach myśli zatopiłem
…nie bylem w tym samotny, że się zachwyciłem

Piękna ta Grzybiada nam się tutaj snuje,
świat nasz oraz pasję wartko opisuje,
Lecz patrzcie ludzie, patrzcie… a niech to cholera!
Najważniejszej postaci rym ten nie zawiera!

A postać to zaiste jest nietuzinkowa
bo czy ma czas, czy nie ma, chora czy też zdrowa
– ciągle nam towarzyszy w naszych dyskusyjach
i żadnych ważnych wątków nigdy nie omija
Uważnie sobie czyta, przegląda rozmówki,
lecz nigdy i nikomu nie czyni wymówki
Co uważa za ważne – zaraz skomentuje,
a co jest „takie sobie” – milczkiem pokonuje

Lecz gdy do lasu idzie, to jest niezła draka,
bo okiem czujnym zawsze coś wypatrzy z krzaka
Nie tylko grzyby widzi, lecz inne roślinki
co czasem się chowają pod swe pelerynki
Zwierzątka różnej maści – ładne i te wstrętne
– żadne naszej Sysuni nie są obojętne
Idąc tak po lesie złote myśli snuje,
a gdy już stamtąd wróci – nic, tylko rymuje.

Sysuniu, Duszo Ty nasza co tu jesteś z nami
i życie nam umilasz swoimi rymami,
chcę Ci podziękować skromną wierszowanką
za to że tutaj jesteś, nasza koleżanko.
Za to, że zawsze piszesz to co w sercu czujesz
i za to, że nam tak pięknie tutaj dziś rymujesz
Podziękować Ci pragnę skromnym swym wierszydłem,
co – mam nadzieję wielką – nie jest tu straszydłem
(lecz tak już mam niestety, że to co poczuję
najłatwiej mi opisać, gdy sobie zrymuję).

Tak mi się przypomniało w mej łysinie jeszcze,
żeś mnie tu kiedyś szumnie nazywała Wieszczem
i jużem nawet skłonny był uwierzyć…
gdyby Twej Grzybiady nie przyszło mi przeżyć
Teraz już wiem, a co tam, ja to nawet czuję!
– kto tu najbardziej na to miano zasługuje
Pozwolę sobie zatem skromnie agitować
i Ciebie naszym Wieszczem od dzisiaj mianować!

Grzybowa Twa opowieść z nóg mnie powaliła
co w sercu to i w rymie, w tym jest Twoja siła
I marzę o tym żeby choć raz kiedyś jeszcze
takie jak przy Grzybiadzie poczuć tutaj dreszcze
I wierzę ja w to skrycie (pewnie się nie mylę),
że gdy natchnienie znajdziesz oraz czasu chwilę,
to zachwycisz nas znowu poezji swej nutą
bajecznie w Twoje wersy dla nas tu osnutą

Na razie już kończę, by nudy nie było
(bom się do cyfro-pióra dorwał z całą siłą)
i mam tylko nadzieję, a piszę to szczerze
że kiedyś się spotkamy, lecz już tak w plenerze
Że kiedyś wespół z Tobą zwiedzimy ostępy,
pagórki i doliny, roślinności kępy…
A gdy już z tej ciekawej wyprawy wrócimy
napoje grzybiarza wspólnie obalimy,
otoczeni grzybów pełnymi koszami
znów będziemy ciskać grzybnymi zwrotkami!

Zanim więc się spotkamy wśród przyrody łona, zanim plecak spakuję…
– bywaj pozdrowiona!

:flowers: :papa:

 

Nadir

Nadir

Wyświetleń: 1440


Udostępnij:
  •  
  •   
  •  

Dodaj komentarz