Odwilż. Zewsząd kapie, śnieg szybko zamienia się w wodnistą breję. Ptaki zaczynają śpiewać jak oszalałe. Szkoda, że ilość słońca reglamentowana. Ale nie jest źle. Dzisiaj postanowiłam zajrzeć do tej części lasu, w której na wakacjach kosiłam [no trochę może to określenie na wyrost ] koźlarze grabowe. Jak łatwo się domyślić, kozaków nie znalazłam, ale…
Jak widać – sporo nadrzewniaków w całkiem niezłej formie. Nie będę udawać, że nie szukałam grzybków z Czerwonej listy, niestety Gonzo nie potwierdził niszczyka liściastodrzewnego. Na szczęście na otarcie łez mam coś w zanadrzu: ładnego i rzadkiego: fałdówkę kędzierzawą. W czasach świetności musiała być cudna.
Sorry, że taka ilość, ale już dość długo szukałam fałdówki w dobrej formie, więc nie mogłam się opanować.
W pobliżu znalazlam też inne grzybki, w tym jakiś czas nie widzianą przeze mnie żagiew zimową. I oczywiście wrośniaki różnobarwne.
Byłam naprawdę w pełni usatysfakcjonowana, choć chlupało mi w butach. Lada chwila trzeba wyjeżdżać i zostawić za sobą takie widoki: