W ubiegły czwartek zdarzył się u nas taki piękny słoneczny dzień z temperaturą ciut powyżej 0, w mieście ledwie resztki topniejącego śniegu gdzieniegdzie, więc stwierdziłam, że czas zajrzeć do mojego czarkowego królestwa z ubiegłego roku. A tu w lesie niespodzianka: wszystko dokładnie skryte pod grubą śniegową skorupą tak twardą, że stąpałam po tej skorupie nie zapadając się w śnieg. Rzeczywiście niezwykłe wrażenie: nigdzie ani śladu ludzkiej stopy, za to pełno śladów zwierząt.
Szybko musiałam zweryfikować moje czarkowe plany, bo nawet jeśli jakieś były, to i tak bym się do nich nie dokopała. Pozostało mi podziwianie dużych nadrzewniaków: piękne czyrenie jodłowe, pniarki obrzeżone, lakownice spłaszczone, garść suszonych uszek… i pięknych zimowych pejzaży.
A to moje dzisiejsze, znalezione w lasku nieopodal :